04:38

Praca marzeń, muzyczna jesień, buty i… ślub? – wrzesień'17 w pigułce #9

Wrzesień minął bardzo szybko, chociaż właściwie niewiele się działo. Może dlatego, że sporo czasu przechorowałam? Niby niewiele, ale… o paru ważnych rzeczach napiszę.


Wrześniowa premiera miesiąca, czyli TO. Jest Stephen King, jest impreza, może dziwne to zabrzmi, ale poznawanie stworzonych przez Kinga światów daje mi pewnego rodzaju… poczucie bezpieczeństwa? Komfort? Nie wiem jak to precyzyjnie określić, ale King być musi. Film spodobał mi się, chociaż nie byłam zachwycona. Co ciekawe, im więcej czasu upływa od premiery, tym bardziej doceniam tę ekranizację. No i film usatysfakcjonował mnie bardziej niż książka, a to też wiele znaczy.




W końcu doczekałam się dwóch albumów, na które czekałam większość roku – Villans Queens of The Stoneage i Concentrate and Gold Foo Fighters. Oba zespoły są dla mnie ważne i – na szczęście – obie płyty pozytywnie przeszły moją kontrolę jakości. Jedne z płyt roku i na pewno nie tylko roku.

Moje dzieciaczki kochane.

Dotarła też do mnie płyta Sayes Marzyciel. Zespół totalnie przekonał mnie do siebie na Czad Festiwalu, nie mogłam się doczekać, aż poznam studyjne dokonania grupy. Album jest w porządku, ale szału nie ma. Gdyby nie tamten niesamowity koncert, prawdopodobnie zapomniałabym o Sayes. Ale wciąż są na początku drogi, więc myślę, że z czasem będzie lepiej. A to, co robią na koncertach… Myślę, że studyjnie jeszcze pokażą, na co ich stać.



Z Kuzynem wybraliśmy się na koncert grupy Alkoholica w Wydziale Remontowym. Lubię klimat tego miejsca, mogę tam chodzić na koncerty w ciemno, dla samej atmosfery (poza tym koncerty bez znajomości zespołu są super, polecam). Występ oceniam bardzo na plus, nie chcę napisać, że myślałam, że będzie gorzej, ale cóż… tak właśnie myślałam.

Piękna para, szkoda, że rodzeństwo. 

Czytelniczo wrzesień niczym nie zaskoczył, ale prawda jest taka, że niewiele czytałam. Najciekawszym tytułem okazał się Czereśnie zawsze muszą być dwie Magdaleny Witkiewicz. To dobra powieść obyczajowa, pochłonęłam ją bardzo szybko, ale (prawdopodobnie przez recenzję Cat Vloguje) spodziewałam się czegoś więcej. To porządnie napisana, przyzwoita książka – w moim odczuciu tylko tyle.

Początek jesieni to także sporo imprez rodzinnych. Z tej okazji kupiłam buty. Uwielbiam gromadzić buty, zwłaszcza te absurdalne. Ale te są absurdalnie piękne, czyż nie?



Był też ślub. Nie przepadam za tym całym cyrkiem, śluby, nie wiedzieć czemu, kojarzą mi się ze śmiercią, a wesela z wyrzucaniem pieniędzy. Kicz, schematy i idiotyczne zabawy. Tak myślałam. Ale tym razem było zupełnie inaczej. Piękna uroczystość, wszystko wydawało się na swoim miejscu, nic nie było wymuszone. Paulina, jeśli przypadkiem to czytasz – naprawdę było idealnie, wszystkiego najlepszego dla Was, zawsze.



We wrześniu, zupełnie przypadkiem, zaczęłam starać się o pracę. Niczego na razie nie szukam, ale kiedy zobaczyłam tamto ogłoszenie, pierwszy raz poczułam, że tak – to coś dla mnie, coś, w czym mogłabym i chciała się sprawdzić. Dawno w nic się tak nie zaangażowałam, rozpisywałam zadania rekrutacyjne na różne sposoby. Dostałam się do drugiego etapu, ale ostatecznie nie udało się. Wiem, że to nic takiego, ale dla odmiany, chciałabym, żeby coś mi się udało. Porażki wzmacniają? Mnie niespecjalnie, a każde kolejne rozczarowanie boli coraz bardziej. Życie.  

Zostań ze mną na dłużej :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Skrzypek z poddasza , Blogger