Wrzesień
minął bardzo szybko, chociaż właściwie niewiele się działo. Może dlatego, że
sporo czasu przechorowałam? Niby niewiele, ale… o paru ważnych rzeczach napiszę.
Wrześniowa
premiera miesiąca, czyli TO. Jest Stephen King, jest impreza, może dziwne to
zabrzmi, ale poznawanie stworzonych przez Kinga światów daje mi pewnego
rodzaju… poczucie bezpieczeństwa? Komfort? Nie wiem jak to precyzyjnie
określić, ale King być musi. Film spodobał mi się, chociaż nie byłam
zachwycona. Co ciekawe, im więcej czasu upływa od premiery, tym bardziej
doceniam tę ekranizację. No i film usatysfakcjonował mnie bardziej niż książka,
a to też wiele znaczy.
W
końcu doczekałam się dwóch albumów, na które czekałam większość roku – Villans Queens of The Stoneage i Concentrate and Gold Foo Fighters. Oba
zespoły są dla mnie ważne i – na szczęście – obie płyty pozytywnie przeszły
moją kontrolę jakości. Jedne z płyt roku i na pewno nie tylko roku.
Moje dzieciaczki kochane. |
Dotarła też do mnie płyta Sayes Marzyciel. Zespół totalnie przekonał mnie do siebie na Czad Festiwalu, nie mogłam się doczekać, aż poznam studyjne dokonania grupy. Album jest w porządku, ale szału nie ma. Gdyby nie tamten niesamowity koncert, prawdopodobnie zapomniałabym o Sayes. Ale wciąż są na początku drogi, więc myślę, że z czasem będzie lepiej. A to, co robią na koncertach… Myślę, że studyjnie jeszcze pokażą, na co ich stać.
Z
Kuzynem wybraliśmy się na koncert grupy Alkoholica w Wydziale Remontowym. Lubię
klimat tego miejsca, mogę tam chodzić na koncerty w ciemno, dla samej atmosfery
(poza tym koncerty bez znajomości zespołu są super, polecam). Występ oceniam
bardzo na plus, nie chcę napisać, że myślałam, że będzie gorzej, ale cóż… tak
właśnie myślałam.
Piękna para, szkoda, że rodzeństwo. |
Czytelniczo
wrzesień niczym nie zaskoczył, ale prawda jest taka, że niewiele czytałam.
Najciekawszym tytułem okazał się Czereśnie
zawsze muszą być dwie Magdaleny Witkiewicz. To dobra powieść obyczajowa,
pochłonęłam ją bardzo szybko, ale (prawdopodobnie przez recenzję Cat Vloguje)
spodziewałam się czegoś więcej. To porządnie napisana, przyzwoita książka – w
moim odczuciu tylko tyle.
Początek
jesieni to także sporo imprez rodzinnych. Z tej okazji kupiłam buty. Uwielbiam
gromadzić buty, zwłaszcza te absurdalne. Ale te są absurdalnie piękne, czyż
nie?
Był
też ślub. Nie przepadam za tym całym cyrkiem, śluby, nie wiedzieć czemu,
kojarzą mi się ze śmiercią, a wesela z wyrzucaniem pieniędzy. Kicz, schematy i
idiotyczne zabawy. Tak myślałam. Ale tym razem było zupełnie inaczej. Piękna
uroczystość, wszystko wydawało się na swoim miejscu, nic nie było
wymuszone. Paulina, jeśli przypadkiem to czytasz – naprawdę było idealnie,
wszystkiego najlepszego dla Was, zawsze.
We
wrześniu, zupełnie przypadkiem, zaczęłam starać się o pracę. Niczego na razie
nie szukam, ale kiedy zobaczyłam tamto ogłoszenie, pierwszy raz poczułam, że
tak – to coś dla mnie, coś, w czym mogłabym i chciała się sprawdzić. Dawno w nic
się tak nie zaangażowałam, rozpisywałam zadania rekrutacyjne na różne sposoby.
Dostałam się do drugiego etapu, ale ostatecznie nie udało się. Wiem, że to nic
takiego, ale dla odmiany, chciałabym, żeby coś mi się udało. Porażki
wzmacniają? Mnie niespecjalnie, a każde kolejne rozczarowanie boli coraz
bardziej. Życie.
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz