Działo
się, oj działo… Mój kulturalny 2017 zdominowały książki i koncerty. Przed Wami
mój przegląd tego, co najlepsze.
TEATR
Co
roku obiecuję sobie więcej teatru i wciąż mi to nie wychodzi… Byłam chyba na
pięciu spektaklach, z czego najbardziej zapamiętałam Białą siłę, czarną pamięć wystawianą na Open’erze. To świetny
komentarz do współczesności i tego, jakimi jesteśmy ludźmi. Przede mną wciąż
pierwowzór – reportaż literacki, ale odwlekam czytanie, bo wiem, że to nie
będzie łatwa lektura. Spektakl – bardzo polecam.
FILMY
Był
to dla mnie wybitnie mało filmowy rok. Zaczęło się tradycyjnie, Oscarami, więc
trochę pooglądałam, a potem było coraz gorzej. Nawet, kiedy coś zaczynałam,
bardzo trudno było mi się skupić na tym, co oglądam. Cóż, siła wyższa.
Filmem,
do którego chciałabym kiedyś wrócić, jest Manchester
by the Sea. Klimatyczny, nienachalny, z przejmującą, ale nieprzesadzoną historią.
Bardzo dobry film, zdecydowanie najlepszy, jaki udało mi się obejrzeć w 2017.
Moja druga ulubiona produkcja to Piękna i Bestia. Uwielbiam animację,
teraz uwielbiam też wersję fabularną. Emma Watson to idealna Bella.
Rozczarowaniem
był dla mnie film Song to Song.
Liczyłam na coś, co do mnie trafi, a wyszło… jak wyszło. Song to song jest dla
mnie zapętlonym teledyskiem, z wieloma wielkimi nazwiskami, których rola
sprowadza się głównie do tego, że po prostu są.
SERIALE
Mimo
tego, że oglądanie czegokolwiek szło mi marnie, udało mi się trafić na kilka
ciekawych seriali.
Po pierwsze Wielkie kłamstewka. Atmosfera, obsada i historia, ale jednak przede wszystkim atmosfera. Mój klimat w stu procentach, tytuł trafia na listę najważniejszych i ulubionych w ogóle. Wielkie kłamstewka, to też ostatni wpis na blogu przed przerwą, który możecie przeczytać tutaj.
Dalej
– Legion. Minęło sporo czasu, odkąd
skończyłam oglądanie, a wciąż nie wiem, jak się odnieść do tego, co zobaczyłam.
Legion siada na psychę i mocno wchodzi w głowę. Myślę, że jeden seans to za
mało, żeby w pełni docenić ten serial. Zdecydowanie warto zobaczyć.
Ania, nie Anna. Mocno uwspółcześniona
wersja Ani z Zielonego Wzgórza, która świetnie wpisuje się w aktualną
rzeczywistość. Czekam na kontynuację.
Na
koniec Gifted. Naznaczeni. Zaczęłam
oglądać przypadkiem, a wciągnęłam się maksymalnie. Mam trudną relację z
historiami o superbohaterach – sporadycznie coś obejrzę, ale rzadko jestem w
pełni przekonana do tego, co widzę. Tutaj pojawia się sporo dylematów moralnych
i problemów czysto ludzkich, a motyw super mocy można odnieść do jakiejkolwiek
„inności” – ktoś jest inny, więc pozbądźmy się go. Upraszczam to teraz bardzo,
ale serial naprawdę godny polecenia.
KSIĄŻKI
W
2017 przeczytałam sto książek. Dużo czy mało, sami oceńcie, ja byłam
zaskoczona, że wszyło tego aż tyle. Był to naprawdę bogaty i różnorodny rok,
nie sprawdzałam czego przeczytałam ile, ale w mojej diecie czytelniczej
pojawiły się powieści, wspomnienia, komiksy, tytuły czysto życiowe i około
poradnikowe… Książki muzyczne, obyczajowe, literatura dziecięca, wywiady…
Mnóstwo, mnóstwo różnych rzeczy. Ale kiedy usiadłam i zaczęłam zastanawiać się
nad tymi najlepszymi, to miałam problem. Owszem, sporo tytułów było dobrych,
niektóre nawet bardzo, ale dla mnie wyznacznikiem, że zagłębienie się w daną
lekturę było warte zachodu jest poczucie, że wrażenie jakie po niej zostało,
wciąż jest w jakiś sposób żywe. A takich pozycji jest niewiele. O niektórych
książkach wspominałam w podsumowaniach miesiąca, a do podsumowania roku
wybrałam dwa tytuły.
Trzy godziny ciszy Patrycji Gryciuk. Jednym zdaniem – książka, która miesza w głowie. Niby niewiele się dzieje, ale trudno pozbyć się napięcia, które towarzyszy podczas czytania. Boisz się, tylko nie masz pojęcia dlaczego. To hybryda gatunków, żeby było jeszcze ciekawiej główna bohaterka nazywa się tak jak autorka, więc nie wiemy do końca, które wątki są autobiograficzne, a co jest czystą fikcją. Nie powiem, że polecam każdemu, oprócz tego, że lektura jest niepokojąca, to potwornie przygnębiająca. Ale też piekielne dobra – polska proza w najlepszym wydaniu.
Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z
Alicją Gawlikowską-Świerczyńską Dariusza Zaborka.
Tytuł, po który sięgnęłam szukając optymizmu i walcząc ze stresem. Trochę
kontrowersyjny pomysł, biorąc pod uwagę fakt, że wiele wspomnień pani Alicji
dotyczy pobytu w obozie koncentracyjnym. Do lektury skłonił mnie cytat
dotyczący tego, że każdą sytuację warto polubić i nie warto przejmować się tym,
co będzie. Pod wieloma względami postawa tej kobiety jest godna podziwu.
Oczywiście – nie jest to łatwa lektura. Zderzenie się ze światem pani Alicji
było dla mnie bardzo ciekawe, ale też trudne. Jej postawa podejście do życia, w
większości kwestii jest skrajnie różne od mojego, więc tym bardziej z
zainteresowaniem poznawałam jej świat.
MUZYKA
Chociaż
śledzę nowości, muszę przyznać, że w 2017 byłam monotematyczna. Przez większość
roku w moich głośnikach częstym gościem był Łona i myślę, że ze statusu gościa
przeszedł już do roli współlokatora. Czysta polszczyzna, aktualne teksty i
dobre bity. Bardzo inteligentny rap.
Dwie
nowości, na które najbardziej czekałam w tym roku – Concentrate and Gold Foo Fighters i Villans Queens Of The Stone Age. Powtarzam się, ale oba zespoły
uwielbiam, obie płyty spełniły (a może nawet przerosły?) moje oczekiwania.
Gdybym już musiała wybierać (na szczęście nie muszę) myślę, że album QOTSA
minimalnie by wygrał. Ale nie napisałam tego jakby co. Ej, Panowie! Może jakaś
wspólna trasa?
Zdrajcy Metalu
Nocnego Kochanka. To jeden z tych zespołów, który albo trafi w nasz humor, albo
odrzuci. Płyta w moim życiu pojawiła się w idealnym momencie i przewijała się
przez cały rok. Jednych pociesza tabliczka czekolady, mnie na nogi stawia Pigułka Samogwałtu. Jakkolwiek
dwuznacznie i idiotycznie to brzmi. Najważniejsze, że działa.
Na początku jest chaos
Old Smuggler. Zapętlam odkąd ją dostałam i obawiam się, że jeszcze długo nie
przestanę. Ponieważ jestem totalnie nieobiektywna, wstrzymuję konkretnej
opinii. Jeśli ktoś ma ochotę posłuchać tej płyty, odsyłam na youtube.
Jeśli
chodzi o rozczarowania – Taco Hemingway i Szprycer.
Spuszczam na ten album zasłonę milczenia.
Na
koniec podkategoria muzyczna, czyli koncerty. Na początku roku postanowiłam
sobie, że przynajmniej raz w miesiącu pojawię się na jakimś koncercie. I… udało
się. Jedyne postanowienie spełnione, równowaga psychiczna zachowana,
satysfakcja muzyczna pełna. Raz były to
koncerty większe, innym razem malutkie, ale każdy był warty uwagi i obyło się bez
większych rozczarowań. Wyróżniam trzy, zespołów, które widziałam po raz
pierwszy, ale liczę na to, że nie ostatni.
Łona,
Webber i The Pimps, 18 marca, Kwadratowa, Gdańsk.
W
2017 Łonę widziałam dwa razy, jednak ten pierwszy był przełomowy. Moment był
totalnie niefortunny, a na czas koncertu udało mi się zapomnieć o wszystkim, co
najgorsze – pierwszy ogromny plus. Obawiałam się trochę rapu na żywo, nie był
to mój pierwszy tego typu koncert, ale pierwszy klubowy – totalne zaskoczenie,
bo The Pimps są zespołem z krwi i kości, więc muzyka na żywo na bardzo wysokim
poziomie. Luźna atmosfera i doborowe towarzystwo, entuzjazm Mastka umilał nam
wieczór. Powrót w zimnie i deszczu zupełnie nam nie przeszkadzał. Michuś,
Mastek – pozdrawiam Was serdecznie, mam nadzieję, że niejeden, nie tylko łonowy
koncert przed nami.
Sayes,
25 sierpnia, Czad Festiwal, Straszęcin.
Ten
koncert… ten koncert, był chyba największym pozytywnym zaskoczeniem tego roku.
Nie planowałam, że go zobaczę, ale kiedy dotarłam do sceny, nie mogłam się
oderwać od tego, co zespół prezentował. Ciekawe kompozycje, świetnie zagrane i
zaśpiewane. Występ dla garstki osób, nie na odwal się, jak to czasem w takich
momentach bywa. Oni grali tak, jakby to był najważniejszy moment w ich życiu.
Cudowne wspomnienia, ogromny szacunek dla muzyków. Płyta niestety tego nie
oddaje, ale trzymam kciuki za rozwój zespołu i kolejne genialne występy.
Pablopavo
i Ludziki, 7 października, Klub Żak, Gdańsk.
Na
ten koncert namówił mnie Fugi, mój kuzyn i… szok totalny. Nie liczyłam na nic
wyjątkowego, ale Paweł Sołtys całkowicie mnie oczarował. Tak, koncertowe
aranżacje piosenek trafiły do mnie o wiele, wiele bardziej, niż twórczość
studyjna, ale jeszcze ważniejsze były momenty między piosenkami. Paweł jest dla
mnie obecnie jedną z najbardziej fascynujących osobowości polskiej kultury i
sztuki. Liczę, że jeszcze się załapię na spotkanie autorskie, bo jedno już
przegapiłam. Odchodzę od tematu, ale na koncerty także liczę. Wiele, wiele
koncertów.
I
tak w ogromnym skrócie wyglądał mój 2017 kulturalny rok. Jeśli chcecie
dowiedzieć się czegoś więcej, zapraszam do podsumowań poszczególnych
miesięcy.
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz