Wydawnictwo
Agora od kilku lat wydaje książki z serii sztuka
– była już Sztuka kochania, później Sztuka obsługi penisa, w końcu
analogiczna do niej Sztuka kobiecości.
A ja regularnie po te sztuki sięgam,
bo wszystkie tego typu twory muszę przefiltrować przez siebie, nie ma że boli.
Tylko dlaczego musi boleć tak bardzo?
O
ile w Sztuce obsługi penisa znalazło
się kilka interesujących zagadnień, mających szansę realnie się komuś przydać, Sztuka kochania nie powinna nigdy zostać
wznowiona. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że nie żyjemy już w latach
osiemdziesiątych, wiedza na temat działania ludzkiego organizmu i psychiki jest
na zupełnie innym poziomie niż wtedy, zmieniła się także nasza obyczajowość.
Owszem, można to przeczytać, traktując jako nostalgiczną podróż do przeszłości,
albo artefakt zapoznający nas ze stanem świadomości w tamtych czasach, ale…
serio? Ile osób mających szeroką wiedzę z zakresu seksuologii sięgnie po tę
książkę? Im taka lektura nie zaszkodzi. Mnie również nie zaszkodziła, ale ja
interesuję się tą tematyką i regularne weryfikuję swoją wiedzę. Kiedy jednak (mimo upływu czasu) wciąż widuję Sztukę
kochania na półce z bestsellerami, mam ochotę szybko ją stamtąd zdjąć. Pocieszający
jest fakt, że to pozycja napisana w mało przystępny sposób, więc pewnie
mało kto ją faktycznie przeczyta. Gdyby wydano ją ze współczesnym komentarzem –
w porządku, można by było wyciągnąć z niej więcej, w aktualniej formie jest moim
zdaniem absolutnie nie do przyjęcia.
Kiedy
zobaczyłam w zapowiedziach wydawniczych Sztukę
kobiecości naprawdę się ucieszyłam. Miałam nadzieję, że wydawnictwo tym
razem wypuści na rynek książkę, która przystaje do obecnych czasów. Coś, z
czego będzie można się nauczyć czegoś nowego. Książkę, skierowaną nie tylko do osób z
macicami i waginami, ale do wszystkich, którym zależy na poszerzaniu wiedzy,
dotyczącej zagadnień związanych z płcią, cielesnością i psychiką.
I… tak jest, ale wyłącznie w teorii. Książka została napisana w formie wywiadu dwóch kobiet: Anny Borowiec – pisarki i dziennikarki, rozmawiającej z ginekolożką i seksuolożką – Beatą Wróbel. Zapowiadało się obiecująco, a wyszło…
Jak
wyszło dowiecie się z mojej poniższej analizy. Postaram się jak najrzetelniej
skomentować fragmenty, które są niezgodne z faktami i aktualną nauką, a także
te, które uznałam za śmieszne, absurdalne lub niepokojące. Ostrzegam –
trochę tego będzie. Równocześnie zaznaczam, że nie jestem specjalistką w temacie
seksuologii i mogę się mylić. Jeśli napiszę coś niezgodnego z prawdą – proszę, poprawcie mnie. Tam, gdzie będzie to możliwe powołam się na źródła internetowe,
komentujące dane zagadnienie. Przepraszam też za operowanie wyłącznie pojęciami
kobieta i mężczyzna. Wiem, że nie każda osoba utożsamia się z taką
klasyfikacją, jednak w kontekście analizy tej książki, taki podział jest niezbędny.
Trzy.
Dwa. Jeden.
Zaczynajmy.
Sztukę kobiecości
będę analizować chronologicznie, podążając za kolejnymi rozdziałami. Pojawi się
wiele cytatów.
Już
we wstępie trafiłam na tezę, której nie uważam
za zasadną w tego typu publikacji (chociaż jest mi ona bliska prywatnie).
Nie ma nic przyjemnego w seksie z
obcym. Potrzebujemy miłości, a nie samego seksu. Seks bez miłości to
masturbacja. Z tym poradzisz sobie sama.
Ok,
jestem osobą której nie interesują rozrywkowe interakcje seksualne z
przypadkowymi osobami. Być może większość osób chce stabilizacji i miłości, nie
wiem, nie znam statystyk. Równocześnie mam świadomość tego, że istnieje spora
grupa osób, dla której seks jest wyłącznie jedną z form rozrywki. I tak długo,
jak wszystkie uczestniczące w nim osoby są postępującymi odpowiedzialnie dorosłymi,
którzy decydują się na to świadomie i dobrowolnie, nie ma w takim działaniu
niczego złego. Nie wydaje mi się też, żeby ludzie decydowali się na ten typ seksu, jeśli nie byłby on dla nich atrakcyjny. Ryzykuję tezę, że seks z obcym może być przyjemny i nie
wszyscy oczekują od swojego partnera czy partnerki seksualnej wielkiej, dozgonnej miłości. Fragment książki jest więc opinią nie faktem.
JESTEŚ
PIĘKNA
Wchodzimy
w część pełną sprzeczności. Tu pani Beata wypowiada się całkiem sensownie.
Co to w ogóle znaczy: „przekazywać
pozytywny obraz kobiecości”? Dziewczynka ma wiele lat przed sobą, aby określić,
czym jest dla niej kobiecość.
Lekarka
zaznacza również, że warto budować w dziewczynkach pozytywny obraz kobiecości. Zasadne
i logiczne prawda? Do czasu…
Wprowadzić w kobiecy świat – robić
wspólne kobiece rzeczy, wybierać razem sukienki, razem gotować, chodzić na
zakupy lub do muzeum, plotkować, rozmawiać, śmiać się.
Tak,
wiem, że się czepiam. Nie będę tu pisać o sytuacjach kiedy dziecko jest
niebinarne lub transpłciowe, bo to zbyt złożone zagadnienia i analizując tę
książkę przez ich pryzmat, w ogóle nie miałaby ona racji bytu. W tym uniwersum istnieją tylko tradycyjnie definiowani mężczyźni i kobiety.
Skupmy się więc na (tfu!) standardowej dziewczynce. Uznajmy, że słowo plotkować jest niefortunnie, żadnego dziecka nie warto tego uczyć. Ale już zakupy i gotowanie? Oj tak, dobrze, że wciąż mamy stereotypowo kobiece zajęcia. Jak wiadomo osoby z penisami zupełnie się do tego nie nadają. Od siebie mogę dodać, że bardzo długo jedynymi zakupami, które znosiłam z godnością były te w księgarniach i sklepach papierniczych. Od gotowania uciekałam jeszcze szybciej, w przeciwieństwie do mojego brata, który spędzał z babcią w kuchni długie godziny. Żeby była jasność – ja jestem kobietą, on mężczyzną. Pewnie coś poszło naszym rodzicom nie tak.
Przejdźmy
teraz do jednego z moich ulubionych
fragmentów, tego o ubiorze. Jak widomo to, co nosimy na co dzień wiele mówi
na temat tego, jakimi kobietami jesteśmy. A przecież chcemy być tymi
prawdziwymi, dlatego warto się postarać.
Aneta Borowiec: A może one czują
się seksownie pod tym swetrem?
Beata Wróbel: Czuć się seksownie można wtedy, kiedy lubisz siebie, swoje ciało i umiesz się swoją seksownością opiekować, a także eksponować ją w zgodzie ze sobą. Kiedy ją ukrywasz, wstydzisz się jej, to znaczy, że jesteś w konflikcie ze sobą. […] dresy i martensy są często znakiem buntu i sprzeciwu postrzegania kobiecości przez „fałszywe normy”. Ale te schowane pod dresami kobiety nagle się zakochują i w ich szafie zaraz pojawiają się sukienki z dekoltem. Kobiecość wygrywa z „fałszywymi normami”.
No
tak, wszystko jasne. Nosisz dekolty – czujesz się atrakcyjna, wybierasz sweter
– buntujesz się przeciw fałszywym normom. Proste, jasne i logiczne. Ale, ale! To
jeszcze nie koniec pasjonującej analizy Pani seksuolożki:
Aneta Borowiec: Namawiasz do
noszenia szpilek i sukienek z dekoltem?
Nie o to chodzi. Dookoła pełno
kobiet w czerwonych szpilkach i obcisłych sukienkach z dekoltem, a i tak wcale
nie czują się kobieco. […] Szpilki i obcisłe koszulki to tylko fasada, a pod
tym nie ma akceptacji dla kobiecości. Kobiecość jest w uśmiechu, gdy jest mi
dobrze i w krzyku, gdy jest mi źle.
Następnie
pani Beata dochodzi do wniosku, że kobiecość polega na tym, żeby pozwolić sobie
CZUĆ NAPRAWDĘ. W jakim więc celu
dokonała tej pseudo psychoanalizy kobiecego ubioru? Nie mam pojęcia, ale pamiętajcie
– kobiecość jest antonimem dresu, a noszenie martensów oznacza walkę z
fałszywymi normami. Ufff… Jak dobrze, że tyle kwestii się rozjaśnia!
Teraz
sprawy biologiczne, co do których nie wiem dokładnie, jak wyglądają z naukowego
punktu widzenia. Uznałam jednak, że warto przytoczyć poniższy fragment.
Wyższe emocje, czyli: miłość,
oddanie, odpowiedzialność, altruizm, gotowość na poświęcenie życia dla drugiego
człowieka. Odpowiada za nie zewnętrzna część mózgu, kora mózgowa. Rozwijają się
one później: u dziewcząt i kobiet najczęściej uruchamia je macierzyństwo, u
mężczyzn dzieje się to około trzydziestego piątego roku życia. A więc
dojrzewanie nie jest spójne u obu płci.
Nie
zaprzeczę temu, że mózg męski i żeński rozwija się w inny sposób. Dojrzewanie z
pewnością przebiega inaczej u obu (czy też różnych) płci. Zaryzykowałabym tezę,
że przebiega trochę inaczej u każdego człowieka, aczkolwiek tu chodzi (a
przynajmniej miało chodzić) o kwestie czysto biologiczne. Jednak tak sformułowane
zdanie sprawia wrażenie, że wymienione emocje są możliwe u kobiet po
urodzeniu dziecka, a u mężczyzn po 35 roku życia. Swoją drogą, to szalenie
ciekawe, że na dojrzałość kobiety ma rzekomo wpłynąć macierzyństwo, a u
mężczyzny emocje wyższe przyjdą z wiekiem. Wybaczcie, kolejny dowód anegdotyczny – znam wiele osób
niespełniających warunków wieku czy bycia matkami, a w pełni zdolnych do wykazywania powyższych
emocji. Sama również się za taką osobę uważam.
CIAŁO
Pierwszą
niepokojącą kwestią, na którą trafiłam w tym rozdziale był opis różnic w
budowie miednicy kobiet rasy czarnej
i rasy białej. Można się kłócić, czy
użycie takich pojęć jest zasadne, czy nie, myślę jednak, że bezpieczniej byłoby
napisać po prostu czarnych i białych. Wyraz rasa wywołał u mnie zgrzyt, ale być może się czepiam.
UWAGA,
UWAGA! Przed nami fragment, który mnie zmroził. Dotyczy popularnych za sprawą 50 twarzy Greya kulek gejszy.
Beata Wróbel: [...] Warto je stosować, bo bardzo skutecznie wzmacniają mięśnie dna miednicy. [...]
Aneta Borowiec: Kiedy zacząć
ćwiczyć?
Beata Wróbel: Jak najwcześniej, bo
mocne mięśnie nie tylko chronią przed nietrzymaniem moczu i wypadaniem
narządów, ale mają też świetny wpływ na życie erotyczne.
Najpierw wyjaśnię to swoimi słowami, później odeślę Was do źródła szerzej opisującego zagadnienie. Owszem, POPRAWNE korzystanie z ODPOWIEDNIO DOBRANYCH kulek gejszy może mieć pozytywne skutki. Żeby jednak dowiedzieć się, jakie kulki dobrać i CZY W OGÓLE ICH POTRZEBUJEMY należy się skonsultować z fizjoterapeutą uroginekologicznym. W przeciwnym razie losowym doborem kulek MOŻNA SOBIE ZROBIĆ KRZYWDĘ. Warto również ponownie zaznaczyć, że NIE KAŻDA OSOBA POTRZEBUJE TEGO TYPU KULEK.
A
życie erotyczne? Tak, ćwiczenie mięśni dna miednicy może wpływać na jakość
doznań seksualnych (chociaż przede wszystkim przyjemność osób z penisami, współżyjących z osobami z waginami), natomiast sama przyjemność seksualna jest (wbrew pozorom) bardzo złożonym tematem i sprowadzanie jej wyłącznie do napięcia mięśniowego jest niefortunne i bardzo spłycone (napiszę o tym niedługo, przy okazji innych książek).
Zakładam
(być może naiwnie), że pani Beata Wróbel wie to wszystko, co napisałam powyżej. Uważam, że w tego typu książce, doprecyzowanie takich tematów powinno być
niepisanym obowiązkiem. Korzystając z autorytetu – w tym przypadku tytułu
ginekolożki i seksuolożki, pomijanie kwestii, o których właśnie napisałam,
wydaje się wysoce nieodpowiedzialne.
Więcej
na ten temat możecie przeczytać TUTAJ i TUTAJ.
HORMONY
Zastanawialiście
się kiedyś po co ludziom comiesięczna menstruacja? Ja zastanawiam się za każdym
razem, kiedy jej doświadczam… Uwaga, uwaga, czas na współczesne badania.
Wszystko jednak wskazuje na to, że krwawimy co miesiąc, bo potrzebujemy seksu do przeżycia, nie tylko do prokreacji.
Wszystko
jednak wskazuje… chwila. Jaki związek przyczynowo skutkowy mają obie te rzeczy?
Krwawimy, bo potrzebujemy seksu? Czy w takim razie osoby regularnie uprawiające seks powinny przestać krwawić? Czy mężczyźni także nie powinni menstruować? A osoby
nieaktywne seksualnie lub aseksualne nie powinny jakoś szybciej umierać albo
zapadać na śmiertelne choroby powodowane brakiem seksu?
Nie wiem jak Wy, ale ja tu ni chu… steczki nie widzę logiki. Już całkiem serio – niektórzy współcześni badacze i badaczki twierdzą, że w ogóle powinno odejść się od określenia potrzeby seksualne. Można mówić o wysokim czy niskim libido lub jego braku. Teza, że potrzebujemy seksu do przeżycia (nie jako gatunek, a jednostki) może prowadzić do nadużyć seksualnych, bo przecież jakoś tę potrzebę trzeba realizować. Z biologicznego i zdrowotnego punktu widzenia warto, ale nie trzeba. Nie umrzecie od braku seksu, macie moje słowo, możecie sprawdzić. Nie gwarantuję jednak tego samego, jeśli odstawicie wodę.
Być
może słyszeliście o sytuacji z 2015 roku, kiedy to amerykańska artystka Kiran Gandhi postanowiła przebiec maraton, podczas miesiączki. Nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że nie użyła żadnego ze środków higienicznych, który
zapobiegłby wydostaniu się krwi na zewnątrz. Tym samym krew spływała jej po
nogach.
Nasza
ekspertka oczywiście nawiązuje tu do odkryć i postępu związanego z higieną –
skoro już to wszystko mamy, należy z tego korzystać. Trudno się nie zgodzić.
Jednak ta akcja miała na celu zwrócenie uwagi na konkretny problem. Pani Beata
postanowiła jednak przemilczeć kontekst (zaznaczony przez panią Anetę) i
uderzyć w hiperbolizację.
[…] wyobraźmy sobie, że w kolejnych maratonach
pobiegną kobiety z miesiączką bez zabezpieczenia, mężczyźni ze wzwodami, a
wzdłuż trasy nie będzie toi toiów i każdy za potrzebą będzie udawał się na
trawnik. Jest wiele naturalnych stanów, których nie musimy demonstrować, by
wiedzieć, że istnieją.
Oczywiście,
że nie musimy demonstrować swoich procesów fizjologicznych. Ale fizjologia ma
to do siebie, że dotyczy wszystkich, a jej skutki mogą nas dotknąć często
niespodziewanie. Jako ludzie nie mamy mocy panowania ani nad tym, w jakich
okolicznościach zacznie się nam okres, ani kiedy przydarzy się nam erekcja.
Szok i niedowierzanie? Swoją drogą z tymi wzwodami, to panią doktor naprawdę
poniosła wyobraźnia… Spontaniczne erekcje zdarzają się u zdrowych, dojrzałych
płciowo mężczyzn i nie muszą mieć kontekstu erotycznego. Nie oglądam maratonów,
ale przypuszczam, że i tam takie sytuacje mogą mieć miejsce.
A
nieszczęsny okres… Cóż. Doświadczam menstruacji od 17 lat i chociaż mam to
szczęście, że mój organizm w 99% działa, jak w zegarku, zdarzyło mi się kilka
razy w życiu nie mieć przy sobie awaryjnej podpaski czy tamponu. Wielokrotnie widziałam
również dziewczyny pilnie szukające środków higienicznych, samej zdarzało mi
się ratować koleżanki czy obce kobiety. Życie. Czy gdyby na moich spodniach
pojawiły się ślady krwi, bo akurat w pobliżu nie było sklepu lub osoby, która
mogłaby pomóc, byłby to powód do wstydu? Oczywiście, że nie. Nie jest to
sytuacja komfortowa i szczerze wątpię, że ktoś o niej marzy.
Gdyby biegaczka zaczęła nagle menstruować, bez kontekstu (o którym za chwilę), to co? Czy to powód, żeby ją potępiać i kierować w jej stronę upokarzające komentarze?
Ta
konkretna sytuacja miała jednak kontekst. Kobieta chciała zwrócić uwagę na to,
że środki higieniczne wciąż są dla wielu osób luksusem, a ubóstwo
menstruacyjne, to realny problem. Menstruacja wciąż bywa powodem do
wstydu, pretekstem do wykluczenia i ucisku kulturowego.
Czy Amerykanka wybrała najlepszą drogę do zwrócenia uwagi na te problemy? Nie wiem. Wiem natomiast, że żyjemy w świecie, w którym wiele osób nie ma dostępu do podpasek i kilkanaście razy w roku cierpi z tego powodu. Nie tylko fizycznie, ale również przez wykluczenie społeczne w czasie okresu, czy konieczność zostawania w domu, skutkujący brakiem dostępu do edukacji przez kilka dni w miesiącu. W naszym kraju środki higieniczne to również dobra luksusowe i wcale nie zdziwi mnie, jeśli za chwilę ich ceny wzrosną. Czasem trzeba zrobić coś kontrowersyjnego, żeby zostać zauważonym i wysłuchanym. Czy to coś zmieni? Od tamtego czasu na lepsze zmieniło się to, że tematy związane z menstruacją coraz częściej są poruszane publicznie. Czy mówienie na ten temat jest ważne? Zdecydowanie tak. Dziękujemy Kiran.
Artykuł o biegaczce i idei free bleeding
Artykuł o ubóstwie menstruacyjnym w Polsce
Artykuł o ubóstwie menstruacyjnym
Dokumentalny film krótkometrażowy: Okresowa Rewolucja
Jestem bardzo negatywnie nastawiona do stereotypów. Uważam, że, powiedzenie
zdenerwowanej kobicie Co się tak
denerwujesz, masz okres? jest chamskie, prostackie i nie na miejscu. Czy w
pozostałe dni cyklu nie możemy się denerwować?
Nasza
ekspertka także jest przeciwna stereotypom i uważa, że zrzucanie swoich
emocjonalnych reakcji na hormony, tylko je podtrzymuje. Zgadam się. Czytając
jednak jej wszystkie wypowiedzi na ten temat, miałam poczucie, że umniejsza ona
zmianom, następującym zarówno w ciele, jak i umyśle kobiet na przestrzeni cyklu.
Jasne, każda osoba odczuwa je inaczej, jednak chociaż stereotypów nie należy
podtrzymywać, nie można też negować faktu wpływu cyklu na ogólne samopoczucie.
Nie będę się tu szczegółowo odwoływać do własnych doświadczeń, ale mogę
powiedzieć, że moje ciało różnie reaguje na bodźce w zależności od dnia cyklu, a schemat ten powtarza się za każdym
razem.
Czytałam
też kiedyś bardzo interesujące artykuły na temat tego, jak dana faza cyklu
wpływa na możliwości wokalne (!), a także kondycję umysłową. Nie mam 100%
pewności, że to prawda, wiem jednak, że cykl działania mojego ciała mocno
determinuje moje codzienne funkcjonowanie. Jeśli też tak macie, bardzo proszę, dzielcie się swoimi historiami.
Oczywiście
nie ma co się zasłaniać hormonami na każdym kroku, warto jednak mieć
świadomość, że ich działanie jest nie bez znaczenia. Pani Wróbel skupia się
wyłącznie na zaburzeniach hormonalnych, a przecież nie każda reakcja organizmu
musi być od razu zaburzeniem. Myślę, że warto by było przyjrzeć się bliżej temu
tematowi w książce, która skupia się na tematyce kobiecości.
Kolejny
ciekawy wątek, czyli nastolatki i antykoncepcja. Rozmowa edukacyjna, wszystko w
porządku. Pani doktor przekonuje nieletnią pacjentkę, że z seksem warto
poczekać. Niby ok, ale słuchajcie tego argumentu:
[…] tłumaczę czym się różni jej seksualność
od seksualności chłopca w jej wieku – że on nie kocha, bo nie potrafi, jego
mózg się jeszcze tego nie nauczył.
O
co chodzi z tym mózgiem? To prawie tak niesamowita teza, jak ta Wisłockiej, że
dziewczynki nie powinny zostawać na osobności z dorastającymi chłopcami, bo
jeśli dojdzie do gwałtu, to one będą temu winne – chłopcy przecież nie
podlegają procesom cywilizacyjnym i są wyłącznie zwierzętami, które nie mają
kontroli nad swoimi popędami.
Bardzo
chciałabym wiedzieć, czym według tych badań jest miłość. I jak to rzekomo jest,
że chłopiec nie może jej doświadczyć. No i przeanalizować owe badania.
Nawiązując
jeszcze do jednego z poprzednich punktów – zdecydowanie powinnam się zacząć
rozglądać za mężczyznami po 35 roku życia, ale wcześniej urodzić dziecko,
żebyśmy oboje mieli gwarancję, że jesteśmy w pełni zdolni do miłości. Ludzkie
dojrzewanie to szalenie złożony proces.
RELACJE
Jak
wiemy z powyższej lektury mężczyzna jest trochę bardziej upośledzonym typem
człowieka, bo wolno się rozwija i mniej odczuwa. W tej części natomiast dowiemy
się nie o tym, jak tworzyć dobry, partnerski związek, a jak tego osobnika
WYCHOWAĆ. Brzmi obiecująco?
Powiedz mu, czego od niego
oczekujesz. Pochwałami, a nie łajaniem. Chcesz, by pomagał ci w kuchni, to
powiedz, że świetnie kuchnię posprzątał, że zrobił super śniadanie. Pochwal go
przy jego kumplach, jakim jest świetnym ojcem. A my ganimy za błędy lub złe
zachowanie, a nie chwalimy za to, co dobre. To tak, jak z wychowaniem dzieci –
dużo szybciej się uczą, jak chwali się je za ładną zabawę, niż jak się krzyczy,
gdy bawią się źle.
Tak,
kluczem do budowania dobrych relacji jest komunikacja. Ale te przykłady…
Mężczyzna nie jest pieskiem do tresowania, a niezależną jednostką z którą da
się porozumieć. Jasne, każdy związek musi się dotrzeć i trzeba się siebie
nawzajem nauczyć, ale serio? Wychowywanie? Porównanie poniżej pasa. Celowo
pomijam przykład z kuchnią (przecież już wiadomo, że kobiety z natury lepiej
się tam odnajdują). Pochwal swojego pupilka, że zrobił śniadanko, może okaże ci
wdzięczność i poda łapę. Argh.
Kilka
stron później możemy się dowiedzieć także, że….
[…] mężczyźni świetnie sobie radzą, jak da
się im szansę. Nawet świetnie sprzątają, ale rzadko mają szansę to udowodnić,
bo trudno dobrze sprzątać, jak ktoś stoi ci nad głową i mówi, co masz robić.
Już
nawet nie mam siły tego komentować. Większość części o relacjach jest utrzymana
właśnie w takim tonie. Po zapoznaniu się z nią, tresowanie mężczyzn z pewnością
nie będzie dla Was żadnym problemem.
Czas
na fragment o mężczyznach zajmujących się domem i refleksje na temat luki po
polowaniach przez nich na zwierzynę:
Kiedy tylko słyszę zachwyty, że to
cudownie, jak płcie się uśredniają, jak mężczyźni stają się kobiecy, że młode
pokolenie już tak żyje, to wiem, że ci ludzie nie mają pojęcia o skutkach
takiego rozmywania się wzorców. […] Nie łączą tego ze statystykami depresji i
samobójstw […]
Wzorce
społeczno-kulturowe ewoluują. Tak było, jest i będzie zawsze. Rozumiem, że pani
Beata wychowała się w innej rzeczywistości niż dorastałam ja, ale… litości. To
wspaniale, że w końcu możemy wybierać i żyć zgodnie ze sobą. Być może mężczyzna
skupiający się na domu i wychowaniu dzieci wciąż wywołuje zaskoczenie, a
kobieta pragnąca szybkiego powrotu do pracy, po urodzeniu dziecka, spotyka się z
krzywymi spojrzeniami, ale fakt, że każda z tych opcji może być wolnym wyborem
konkretnej rodziny jest cudowny. Wyborem, nie koniecznością. Tak jak nie ma nic
złego w zmianach, nie ma też nic złego w podtrzymywaniu tradycyjnego podziału
obowiązków. Statystyki depresji i samobójstw oczywiście są jednym ze skutków
zmian postępujących na świecie, ale rzucanie tego typu słów w kontekście ról
płciowych wydaje mi się sporym nadużyciem. W moim odczuciu to właśnie stereotypy i zmuszanie do pełnienia ról społecznych, zgodnych z ogólnie przyjętymi oczekiwaniami, mogą prowadzić do pogorszenia się kondycji psychicznej. Ale co ja tam wiem.
Uwaga,
teraz mocny fragment o dorastających chłopcach, którym rodzice nie poświęcają
wystarczająco wiele uwagi. Szukają więc oni wzorców gdzie indziej.
Wzorem męskości jest dla nich
Hitler, Stalin czy Putin. To są przecież prawdziwi mężczyźni, a nie ten ojciec
w gaciach na kanapie!
O.
Mój. Bosze. Idąc tym tropem, już bardziej wiarygodnie byłoby się powołać na
Korwina albo Bosaka. Jesteśmy w Polsce, w XXI wieku. Błagam.
Teraz
będzie diss na niepracujące zarobkowo matki. Proszę o powstanie wszystkie kobiety, które
swoje życie poświęciły wychowaniu dzieci, również kobiety z mojej rodziny.
Możecie się teraz poczuć dotknięte.
Niepracująca matka nie jest dobrym
wzorem dla dzieci – nie uczy ich to samodzielności.
To
jednak podtrzymujemy te sprawdzone wzorce czy nie? Rozumiem, że wszystkie
pokolenia kobiet PRACUJĄCE nad wychowaniem dzieci na dobrych ludzi i całą dobę
zajmujące się gospodarstwem domowym, wypuściły w świat dzieci niesamodzielne.
Bo praca nad tworzeniem dobrego domu, wychowywanie, pranie, sprzątanie,
gotowanie i organizowanie życia domowników to pikuś i się nie liczy, bo nie
robicie tego na umowę i za pieniądze.
Dwa
słowa ode mnie dla wszystkich kobiet, będących rzekomo złym wzorem dla własnych
dzieci.
JESTEŚCIE
WIELKIE.
Teraz
na chwilę stery przejmuje pani Aneta Borowiec. W sumie jej się nie dziwię, bo
wysłuchując tych wszystkich bzdur wypowiadanych przez koleżankę, aż zazdrość
zżera. Trzeba dorzucić coś od siebie. Swoją drogą, to chyba mój ulubiony
fragment książki, na pewno taki, który najbardziej mnie rozbawił. Pani Aneta
otrzymuje ode mnie wirtualny Order Uśmiechu, niech stracę.
Fani
fantasy, trzymajcie się mocno...
Wbrew temu, co się mówi, młodzi
Polacy czytają. Niestety głównie literaturę fantasy, gdzie nie ma
kobiet-partnerek. Są mężczyźni, którzy wciąż bzykają kolejne panie, a tą
wybraną – ulubioną z haremu – nagradzają królikiem rzuconym na stół. „Ulubiona”
przyjmuje dar z wdzięcznością. Wraca, więc kocha. Nie pytaj o resztę. Mężczyźni
tak mają.
Warto
również zaznaczyć, że pani Beata w kontrze do tej wypowiedzi przyrównuje
mężczyzn do dzikich bestii. Ała.
Jestem
zachwycona, że młodzież wciąż tak chętnie czerpie wzorce z literatury. I że
pani Aneta to dostrzegła. A tak całkiem serio – jasne w literaturze i w
popkulturze w ogóle pojawia się wiele szkodliwych wzorców. Warto je omawiać i zaznaczać, dlaczego są złe. Ale szczerze wątpię w istnienie częstych zależności między
ulubionym gatunkiem literackim, a zachowaniem. W każdym razie nie takim. W Polsce najlepiej sprzedają się kryminały, radzę więc zachować czujność, podczas kontaktów
z fanami i fankami tego gatunku. Możecie być przekonani, że to potencjalni przestępcy.
Wiecie,
co jest najgorsze w tej książce? Nie te wszystkie przytoczone przeze mnie absurdy. Nie to, że pani Beata korzysta z okazji i daje się porwać wyobraźni, żeby zachować swoje fantazje dla potomnych. Najgorszy jest totalny brak konsekwencji. Autorka podsuwa wiele trafnych myśli,
momentami przekazuje również rzetelną wiedzę. Co nam jednak po tym, jeśli treści w tej książce są tak pomieszane i niejednoznaczne.
Na
koniec przykłady zaprzeczające temu, co seksuolożka mówiła kilkadziesiąt stron
wcześniej.
Rolą kobiety nie jest matkować
mężczyźnie. Kobieta nie jest służącą, ale partnerem, relacja powinna być równa
i wymienna – nie obok siebie, ale wspólnie. Bez tego nie ma związku.
Wow,
to w końcu matkujemy tym nieporadnym samcom czy nie? Reszta lektury
przekonywała mnie, że tak właśnie trzeba… Interesujące.
[…] seks nie jest jak pragnienie, sen czy
głód. Znam wiele osób, które nie uprawiają seksu bez większych wyrzeczeń, a nie
znam nikogo, kto nie musi spać czy jeść!
No co też Pani wygaduje! Czyli jednak miałam rację?
Cóż nam jednak po wiarygodnych informacjach, kiedy fakty przeplatane są bzdurnymi lub
krzywdzącymi komentarzami? Nie każda czytelniczka czy czytelnik będzie się
bawił w punktowanie absurdów tej książki. Nie każdy ma niezbędną do tego
wiedzę, nie każdy myśli krytycznie.
Dlatego
przeczytałam tę książkę do końca, dlatego też piątą godzinę tworzę ten tekst. Jeżeli
skłonię do myślenia chociaż jedną osobę, było warto. Pamiętajcie – to, że coś
zostało wydane w formie papierowej i zawiera wypowiedzi rzekomego eksperta czy ekspertki, nie musi
oznaczać, że jest dobre, rzetelne i warte uwagi. Może się zdarzyć, że nie jest
– tak, jak to było w tym przypadku.
Jeśli
czytaliście Sztukę kobiecości –
czekam na Wasze komentarze. Jeśli macie przemyślenia w związku z którymś z
powyższych tematów – dajcie znać. Jeśli znacie równie niefortunne publikacje – piszcie,
może zrobię kolejną analizę.
Na
koniec odsyłam Was do kilku innych książek związanych z tematem ludzkiej
seksualności. Na pewno wniosą do Waszego życia o wiele większą wartość niż Sztuka kobiecości. Enjoy.
Dochodzę. Odkryj, co sprawia ci przyjemność
Radości z kobiecości, czyli wszystko o zarządzaniu narządami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz