To
nie będzie recenzja. Będzie to raczej historia o moim spotkaniu z Nieidealnym Blogiem, uzasadniająca to, dlaczego w ogóle sięgnęłam po tę książkę. Będzie też
trochę o blogosferze i dążeniu do realizacji swoich marzeń. Jesteście ciekawi?
Na
bloga Anny trafiłam parę lat temu, dzięki jednej z grup blogerskich. Pisała wtedy
sporo o kulturze i komentowała różne społeczne zjawiska. Od razu polubiłam jej
styl, a tematy, które poruszała znajdowały się w centrum moich zainteresowań. Nigdy
nie owijała w bawełnę – nie była to jedna z tych blogerek, u która bezmyślnie
zachwyca się wszystkim, i u której zupa przypala się na tęczowe kolory. Opowiadała
o rzeczywistości takiej, jaka jest, mając gdzieś to, że komuś może być z tym
niewygodnie.
Minęło
kilka lat. Blog ewoluował, czytelników przybyło, tematyka stała się bardziej
rozległa, bo autorka – w międzyczasie – wzięła ślub, urodziła dwie córeczki,
rzuciła pracę w korporacji, przeżyła wiele zawirowań życiowych, a także zaczęła
zajmować się blogiem zawodowo.
Jedno
się jednak nie zmieniło. Ania wciąż jest autentyczna, wiąż szczerze pisze o
tym, co ją uwiera, a co zachwyca. Zawsze w punkt, zawsze z pasją. I choć
tematy, które dziś porusza, nie trafiają do mnie tak bardzo, jak kiedyś, wiem,
że o czymkolwiek będzie opowiadać, zrobi to w interesujący sposób. I prawdopodobnie
wciągnę się nawet w historie zupełnie oderwane od moich zainteresowań, bo Ania
potrafi świetnie opowiadać.
Wiecie,
dlaczego Ania, jako jedyna ze wspomnianej już grupy blogowej, tak bardzo
zapadła mi w pamięci?
Bo
nie olewała innych. Odpowiadała na komentarze i była zaangażowana w to, co robiła.
Zaglądała
czasem do mnie i (w przeciwieństwie do innych pożalsiębożeblogerek) zostawiała
sensowne komentarze, które sprawiały, że przez chwilę miałam poczcie, że kogoś
może obchodzić, to, co piszę i udostępniam. Wciąż jestem Jej za to bardzo,
bardzo wdzięczna.
Blog
Ani to mnóstwo historii z Jej prywatnego życia. Życia, które choć teraz
niektórym może się wydawać bajkowe, nigdy bajkowe nie było. Nie będę Wam tu
streszczać Jej biografii, polecam zajrzeć na bloga lub do książki, ale… To, co
przeszła ta dziewczyna wystarczyłoby na kilka życiorysów, a dramatycznych wydarzeń
i tak byłoby zbyt wiele.
Wiecie,
co jest w tym wszystkim najlepsze? To, że się podniosła i miała odwagę o siebie
zawalczyć. I wciąż znajduje w sobie siłę, żeby robić to każdego dnia, mimo
przeciwności rodzinnych, zdrowotnych, czy innych niesprzyjających okoliczności.
Wie, że nikt nie zrobi tego za nią i wie, że jeśli sama nie zadba o swoje
szczęście, to nigdy nie będzie szczęśliwa.
Kiedy
zobaczyłam, że Ania wydaje książkę, wiedziałam, że będę musiała ją kupić, bez
względu na to, czego będzie dotyczyć.
Ta
książka to dla mnie symbol. Symbol tego, że warto, symbol tego, że można. Symbol,
przypominający o tym, że mimo tkwienia w najgorszym życiowym gównie, zawsze
można zmienić swoją sytuację i trzeba to robić. Bo życie jest jedno i nikt nie
ułoży sobie go za nas.
Nieidealnik
przyszedł do mnie zapakowany jak prezent w różowy papier, który wciąż leży u
mnie w pokoju. Zaskoczyła mnie ręcznie napisana dedykacja, która trafiła
idealnie w punkt, jakby została wybrana specjalnie dla mnie. Przypadek? Nigdy w
życiu – widziałam, że dedykacje były różne, wiec… tak. Ta jest moja.
Od
razu usiadłam do lektury i skończyłam jeszcze tego samego dnia. Część historii
bardzo dobrze znałam z bloga, niektóre były dla mnie nowe. Mimo to, każda z
nich w jakiś sposób mnie poruszyła, każda wniosła coś wartościowego.
Ania
w formie felietonów opowiada o swoim życiu, tym samym zachęcając innych do
walki o siebie i wiary w to, że niezależnie od tego, jak źle jest w danej chwili,
to w końcu będzie lepiej. Musimy TYLKO być wytrwali i NIGDY, NIGDY, PRZENIGDY
się nie poddawać.
Ania
z dwójką małych dzieci u boku pracowała nad blogiem, który dzięki konsekwentnym
działaniom, dziś jest jej pełnowymiarowym zajęciem. Napisała i wydała książkę. Mimo tego, co działo się w
Jej życiu, nie zrezygnowała ze swoich celów i wytrwale dążyła do ich
realizacji.
Wiecie
co? Głupio mi. Głupio, bo chociaż nie przeżyłam połowy tego, co Ania, w pewnym
momencie przestałam wierzyć, że warto iść swoją drogą. Próbowałam postawiać na
to, co właściwe, nie to, co moje, żeby lepiej czuć się w tym pokręconym
świecie. Jak możecie się domyślić – nie pomogło. Dziś jeszcze bardziej chcę
tego, o czym próbowałam zapomnieć i wiem, że gdybym nie zaczęła wątpić w to, że
wszystko ze mną w porządku, byłabym dziś dużo dalej w drodze do realizacji
swoich marzeń. Ale ok – czasami trzeba kilka razy zawrócić i się pogubić, żeby
móc w 100% wrócić do siebie. Tak myślę.
Jeśli
szukacie miejsca pełnego inspiracji, akceptacji, takiego, dzięki któremu
ponownie uwierzycie, że warto żyć po swojemu i w to, że nawet najgorsze
wydarzenia mogą doprowadzić Was do miejsca, w którym będzie Wam lepiej, niż
kiedykolwiek pomyśleliście, że może Wam być – polecam blog i książkę Ani
Chomiak.
Ania
pokazuje, że nieidealne życie wciąż może być najlepsze na świecie. Pod warunkiem,
że uwierzycie, nie poddacie się i pozwolicie sobie na to, żeby właśnie takie
było.
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz