16:01

Czy uda się nam uratować planetę? Mój miesiąc bez mięsa


Nikogo już nie zaskakuje, że zmierzamy wprost do katastrofy klimatycznej. Wszyscy o tym wiedzą, a wciąż niewiele osób robi cokolwiek, żeby chociaż załagodzić sytuację. Jasne – jest już na tyle późno, że potrzeba konkretnych decyzji i zmian w przyzwyczajeniach i stylu życia, które powinny wyjść od władz światowych. Czy to znaczy, że mamy siedzieć i czekać, aż ktoś mądry ogranie, że trzeba działać?





Kiedy byłam dzieckiem wszystko, co wiązało się z przyrodą było w czołówce moich zainteresowań. Dużo czytałam (a jakże!), zaczepiałam wszystkie napotkane zwierzęta (wciąż się to zdarza), miałam kilka podejść do wegetarianizmu.

Wiecie… to były naiwne próby zbuntowanego dzieciaka, bez żadnego przygotowania. Nie jadłam niczego w zamian, po prostu – kiedy na obiad były kotlety, jadłam same ziemniaki i surówkę. Mało rozsądne.

Muszę przyznać, że fakt, że jem mięso jest chyba moją największą wewnętrzną sprzecznością. Gryzie się to z moim podejściem do świata i myśleniem o zwierzętach i wałkowałam ten temat w głowie miliony razy.

Jednak… walczę z samą sobą i ograniczam swoją naturę w tylu kwestiach, że nie chciałam rezygnować z jedzenia mięsa, po prostu. Lubię jeść. Lubię jeść tłusto, lubię jeść dużo, lubię jeść konkretnie. Słodkie rzeczy są ok, ale np. nie uznaję naleśników z dżemem za obiad. Musi być coś jeszcze, inaczej będę głodna.

Możecie mnie nazwać hipokrytką, możecie uważać, że jestem egoistką. Jest, jak jest.

Jednak czytając raporty i śledząc kolejne przerażające komunikaty, zaczęłam popadać w paranoję. Nie dlatego, że świat może się skończyć na moich oczach (chociaż to oczywiście też), ale jeszcze bardziej dlatego, że czuję się bezradna w tej sytuacji.

Segreguję śmieci, próbuję ograniczać plastik, na zakupy zawsze biorę materiałowe torby. Staram się dokonywać świadomych wyborów konsumenckich, nie kupuje bezmyślnie wszystkiego, jak leci, podnoszę papierki walające się po ulicach. Staram się, jak mogę, ale zawsze starałam się, ile mogłam i na tyle, na ile byłam świadoma, że mogę. Ale nigdy nie miałam tak panicznego strachu, że to za mało, a decyzje wielkich koncernów i wieloletnie nieświadome wybory konsumenckie milionów ludzi mogą doprowadzić do wyniszczenia planety ludzkości i wojen klimatycznych.




I tak wszyscy umrzemy? Pewnie. Niespecjalnie mamy wpływ na to, w jaki sposób się to stanie, ale jeśli już mogę wybierać, wolę nie umierać, walcząc z innymi ludźmi o ostatnią kroplę wody.

Przesadzam? Przeczytajcie kilka pierwszych lepszych artykułów, obejrzyjcie parę filmów, zajrzyjcie do raportów.

Kiedy usłyszałam o najnowszych analizach ONZ, przeraziłam się, ale równocześnie... Mam nadzieję, że jest jeszcze jakaś szansa na zmianę.  

Ponad ¾ ze wszystkich zwierząt na świecie stanową zwierzęta gospodarcze. Równocześnie zajmują ogromne obszary i wymagają olbrzymich nakładów wody i pożywienia, aby je utrzymać przy życiu (które, notabene, szybko się kończy, bo większość jest przeznaczonych na nasze talerze).

Podobno to właśnie ograniczenie spożywania mięsa jest jednym z najprostszych i najskuteczniejszych sposobów ograniczenia wydzielania dwutlenku węgla do atmosfery, co tym samym opóźniłoby ocieplenie klimatu.

Proste? Trudne? Proste i trudne zarazem.

MOJA DECYZJA

O ograniczeniu jedzenia mięsa i produktów odzwierzęcych (bo, niestety, to też się łączy) myślałam intensywnie od kilku miesięcy. Jednak dopiero to, co przeczytałam w ostatnich tygodniach sprawiło, że klamka zapadła. Od września ograniczam mięso.

Plan jest taki, że we wrześniu nie jem mięsa w ogóle, przynajmniej dwa razy w tygodniu chcę jeść całkowicie wegańsko.




Dużo czytam na ten temat, zbieram przepisy, układam przykładowe posiłki, szukam ekologicznych sklepów i bezmięsnych alternatyw ulubionych dań. Jest to dla mnie o tyle skomplikowane, że (zwłaszcza ostatnio) jem dosyć bezmyślnie (żeby nie powiedzieć – wpierdalam jak głupia, co popadnie).

Problematyczne jest też to, że na wiele produktów (w tym owoców, warzyw i orzechów) jestem uczulona. Źle przyjmuję też niektóre kasze i rośliny strączkowe.

Rzadko też czuję się najedzona, nie jedząc mięsa. 

Na ten moment najbardziej obawiam się, że trudno będzie mi się najadać do syta (#wieczniegłodna) i tego, że zbyt wiele posiłków zadziała na mnie alergicznie.

Nie chcę też zafundować sobie jakichś niedoborów w organizmie (aktualnie mam dobre wyniki). Nie chcę też schudnąć, bo nie mam takiej potrzeby.

Jak będzie w praktyce? Jestem nastawiona optymistycznie, bo ostatecznie jest sporo bezmięsnych posiłków, które lubię. Choć uciążliwe będzie na pewno przygotowanie i obmyślanie ich, bo przecież obiadki Mamusi są najlepsze…

Zwykle jem z Rodzicami i Bratem, więc… to też dodatkowa komplikacja. Albo będę jeść w innych porach niż oni, albo zamknę oczy. Próbowałam namówić Braciszka, żeby się do mnie przyłączył, ale chyba ma za duże opory. Może z czasem się zainspiruje.   

Moim celem jest ograniczenie mięsa na stałe. Nie mówię, że całkowita rezygnacja, tym bardziej 100% weganizm. Jak pomyślę, o imprezach rodzinnych czy odwiedzinach Dziadków… Chyba nie mam aż tak silnej woli, żeby odpuścić np. babcine gołąbki. Może poproszę o wersję z ryżem?

Nie wiem. Nie wiem, jak to wszystko się skończy, ale wiem, że chcę spróbować. Jeśli zmiana mojej diety ma pomóc w ratowaniu świata, to ten krok jest naprawdę niewielkim poświęceniem.



    
Już teraz mogę Wam powiedzieć, że wege, jak wege – to da się zrobić. Ale szczerze podziwiam wszystkich, którzy potrafią wyszukać i korzystać z produktów wytwarzanych w pełni dobrych warunkach. Analizuję to od kilku tygodni i popadam w totalną paranoję, bo mam wrażenie, że nie da się ubrać, pomalować, zjeść i… po prostu żyć, bez szkody dla nikogo.

Dlatego tak – będę się starała żyć mądrzej i przy okazji nie zwariować.

Jeśli akurat jesteście jedną z osób będących na diecie roślinnej (ja w swoim najbliższym otoczeniu mam takie dwie), albo znacie firmy żywności czy innych produktów codziennego użytku, które są dobre dla środowiska (i przy okazji nie rujnują finansowo, bo to się niestety często łączy) – piszcie. 

Chętnie poznam każdą propozycję, a jeśli pojawi się ich więcej, być może podzielę się nimi z Wami w oddzielnym materiale.

Trzymajcie się i niech Zielona Moc będzie z Wam! Tak, wiem, ponosi mnie już.  

Zostań ze mną na dłużej :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Skrzypek z poddasza , Blogger