Jedna rzecz, którą zrozumiałam z
wiekiem, a kończę w tym roku 72 lata, to to, jak ważna jest bezwarunkowa
miłość. Miłość do całkiem obcego człowieka. Miłość do natury, do zwierząt,
skał, drzew. […]
Ten krótki czas, który tu jesteśmy, powinien być wypełniony miłością do życia i
radością. Nie bójmy się żyć. Co za
straszna strata czasu żyć życiem przepełnionym nienawiścią.
25.05.2019
Jadę
do centrum Gdańska zrobić małe zakupy. Jutro Dzień Matki, a ja jestem wyjątkowo
nieprzygotowana, więc próbuję zorganizować coś w ostatniej chwili. Zupełnie
zapomniałam, że dziś w Gdańsku będzie Marsz Równości.
Mijam
wiele radosnych, kolorowo ubranych osób z flagami. Większe i mniejsze grupki, ludzie
w dobrych nastrojach z masą pozytywnej energii. Patrzę na nich i trochę im
zazdroszczę, bo widać, że świetnie się czują i jeszcze lepiej bawią. Przez
chwilę zatrzymuję się przy myśli, że ja na ich miejscu chyba trochę bym się
bała.
Idę
dalej.
Nie
myślałam za długo, jak się dziś ubiorę, mam na sobie zieloną bluzę, zielone
trampki, dżinsy i ulubiony żółty płaszcz. Ubrania, które noszę ostatnio bardzo
często, nic wyjątkowego. Mija mnie chłopak, na oko niewiele starszy ode mnie. Taksuje
mnie wzrokiem i po chwili pluje mi centralnie pod nogi. Z bezczelną
premedytacją.
Jestem
zażenowana i odrobinę rozbawiona. Staram się zdystansować, ale zaczynam
zastanawiać się, jakim, kurwa, prawem to zrobił. Po chwili docierają do mnie
głosy z megafonu: stop homo propagandzie,
chłopak, dziewczyna normalna rodzina i inne tego typu urocze hasełka. Widzę
grupę, w większości młodych ludzi, głównie mężczyzn. Wielu z nich ma na sobie
kultowe koszulki Polski Walczącej, niektórzy trzymają symbole religijne. Jest
bardzo głośno, a w powietrzu wyczuwam okropną wrogość.
Jest
mi potwornie niedobrze i szybko idę dalej. Jak najdalej.
Pewnie
nie powinnam się przejmować, nie? Przecież jestem normalna. Zaraz wrócę do cieplutkiego domku, poza tym jestem
ochrzczoną, heteroseksualną Polką, więc nie mam się o co martwić. Jestem
bezpieczna.
Tylko
że… to gówno prawda. Jestem sobą, więc się przejmuję. Za siebie – osobę, która
tu żyje i zamierza żyć tu dalej, ale też za wszystkich, których temat dotyka
bardziej bezpośrednio. I nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy zachowują
bezpieczny dystans. Nie chcę zrozumieć.
Mimo
tej nieszczęsnej opozycyjnej grupy, którą mijałam, w Gdańsku było spokojnie.
Po
wydarzeniach w Białymstoku jednak coś we mnie umarło.
Źle
się dzieje w Naszym Pięknym Kraju, źle się dzieje od dawna.
Możemy
się pocieszać, że to margines, że to nie w naszym mieście, że na szczęście nas to nie dotyczy.
Nie
chcę siać paniki ani być złym prorokiem, ale od takich małych rzeczy się
zaczyna. Od przemocy na nie robiących nikomu krzywdy ludziach.
Jest
śmiesznie, kiedy obserwuje się kolejne absurdalne decyzje rządu. Śmiesznie,
kiedy widzimy kolejne dobre zmiany prowadzące do kolejnej katastrofy. Bardzo
śmiesznie.
Ale
przestaje być śmiesznie, kiedy grupa ludzi (nie chcę podkreślać, że w obrębie
jednego narodu), wystarczy powiedzieć, że LUDZI, rzuca się bez żadnej
racjonalnej przyczyny na inną grupę, okazując jej tym samym bezpodstawną
nienawiść.
Jeśli
patriotyzm polega na dzieleniu ludzi na godnych
i niegodnych Polaków, to nie chcę być patriotką.
Jeśli
przykazanie miłości Twojego Boga nakazuje szerzyć nienawiść i wymierzać
sprawiedliwość, to nigdy nie chcę Go poznać.
Jeżeli
przeszkadza Ci miłość przypadkowych ludzi, którzy pragną tylko odrobiny
zrozumienia i szacunku, to nie chcę wiedzieć, co jeszcze Ci przeszkadza.
Nigdy
nie potrafiłam zrozumieć, co komu do wyborów życiowych innych ludzi. Tym
bardziej nie potrafię zrozumieć, co komu do czyjejś natury.
Wyobraź
sobie, że rodzisz się w kraju, w którym musisz udawać kogoś innego. Wyobraź
sobie, że jesteś nastolatkiem, który zakochuje się po raz pierwszy i (jakby
sytuacja sama w sobie nie była wystarczająco niezręczna) musi się ukrywać.
Ukrywa się ze strachu i to nie o to, czy obiekt jego uczuć je odwzajemni, ale o
to, że nie będzie miał życia. Że zostanie wykluczony i naznaczony na zawsze. Że
kiedy dorośnie i będzie chciał zbudować poważną relację z ukochaną osobą, nie
będzie mógł jej uprawomocnić, żeby np. móc bez problemu odwiedzić swojego
partnera w szpitalu, kiedy wydarzy się coś złego. Wyobraź sobie, że nie możesz
złapać ukochanej osoby za rękę w miejscu publicznym, bo się boisz. Nie tylko
tego, że ktoś krzywo na Was spojrzy, ale przede wszystkim tego, że może zrobić
Wam fizyczną krzywdę. Psychicznej doświadczasz na co dzień, bo musisz trzymać
głęboko w sobie tak istotną częścią tego, kim jesteś.
Nie
potrafisz?
To
spróbuj pomyśleć, że chodzi o Twoje dziecko. Jesteś mocno zaangażowany w życie
państwa i kościoła, więc na pewno jakiegoś się dorobisz. Skoro wzrasta w
wartościach, które mu wpajasz, pewnie Ci nie powie, kim jest. Tym bardziej,
spróbuj pomyśleć, jak cholernie trudno jest się ukrywać każdego dnia. Zadręczać
się, że jesteś inny. Żyć w
przeświadczeniu, że rodzina cię nienawidzi za to, jaki się urodziłeś. Nie rusza
Cię to? Może ruszy, kiedy dziecko postanowi ukrócić sobie cierpienia.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie mam nic do patriotów, nie mam nic do osób wierzących. Ale mam całkiem sporo do wycierania sobie gęby wartościami, o których nie ma się pojęcia. Bycie Polakiem nie polega na urodzeniu się heteroseksualnym samcem alfa i dążeniu do czystości narodowej. Wiara nie polega na szerzeniu nienawiści, w imię miłości (tak jak sensu nie ma pieprzenie się w imię cnoty).
I
abstrahując już od konkretnych symboli i ich patologicznego kontekstu – nienawiść
zawsze pozostaje nienawiścią, niezależenie od tego, w jakie opakowanie ją
ubierzemy.
Czasem
dystansuje się od rzeczywistości, bo dzieje się tyle złego, że nie potrafię
objąć tego swoim małym umysłem. I jasne, nie mogę przeżywać każdej tragedii na
świecie i płakać nad każdą ofiarą niefortunnych zbiegów okoliczności.
Ale
żyję tu i teraz. W tym kraju i w tej rzeczywistości. Nie wiem, czy kiedykolwiek
uda mi się realnie wpłynąć na jej kształt, bo jestem tylko jednym anonimowym
człowiekiem. Ale będę próbować, chociażby swoim pisaniem, chociażby głosem
oddawanym w wyborach, na kogoś, komu zależy i kto chce coś zmienić. Nie chcę
emigrować, jestem Polką i zależy mi, żeby mój kraj był dobrym i bezpiecznym
miejscem dla każdego, kto zdecyduje się tu żyć. Jeśli kiedykolwiek założę
rodzinę, chcę, żeby moje dzieci mogły być sobą, a na ulicach widziały
spokojnych, życzliwych, zadowolonych z życia ludzi.
Nie
chcę myśleć, że to utopia, bo równie dobrze od razu mogę wywiesić białą flagę.
Nie
mogę też zrozumieć osób, które publicznie odcinają się od sprawy. Zwłaszcza
osób znanych i wpływowych, których opinie realnie kształtują opinie innych. Mnie to nie dotyczy? Nie mam zdania?
Serio, kurwa?
Ja
w takim razie też się odcinam. Odcinam się od osób, dla których pieniądze,
popularność i kontrakty reklamowe są ważniejsze od pozytywnego wpływu na ludzi.
Serio, chcecie współpracować z markami, które pragną promować się wydmuszkami bez światopoglądu? Chcecie być jednostkami, które nie potrafią powiedzieć – nie
zgadzam się na krzywdę, nie zgadam się na nienawiść, nie zgadzam się na zło?
Bez kręgosłupa moralnego na pewno jest dużo wygodniej.
Nie
wiem, jak można wzbudzić nienawiść tym, co się je, jak się wygląda, co się
czuje i w końcu – jakim się urodziło.
Jasne
wśród ludzi zawsze będą różnice w poglądach, postrzeganiu świata i odczuwaniu
różnych rzeczy, ale to właśnie poznawanie
tej różnorodności jest jednym z piękniejszych powodów, żeby żyć.
Nie
bardzo wiem, jak można popierać czy nie popierać osoby LGBTQ+, nie bardzo wiem,
jak można mieć zdanie na ich temat. To nie jest żadna magiczna wspólnota, tylko
ludzie, którzy z natury reprezentują
seksualność odmienną od tej podstawowej, uznawanej za powszechną. Czy mówi to o
nich coś więcej, jako jednostkach? Nie, bo jak już wspomniałam, każdy człowiek
jest inny i ma do tego (przynajmniej w teorii) całkowite prawo.
Wszystko
oczywiście do czasu, kiedy celowo nie krzywdzi się innych. Warto tu zaznaczyć, że
miłość do danej osoby czy noszenie obcisłych spodni, kiedy mamy nadwagę, krzywdzeniem
innych zdecydowanie nie są.
Jasne,
każdy ma prawo być tym, kim jest.
Pod
warunkiem, że nie krzywdzi. Że nie szerzy nienawiści. Nie daje (rzekomo)
dobrych rad, karmiąc swoje ego.
Nie
ma we mnie zgody na zło i nigdy nie będzie. Nigdy też mój świat nie był
czarno-biały, dlatego zawsze próbuję myśleć o każdej sytuacji indywidualnie i z
różnych perspektyw.
Ale
o tej, cholera jasna, nie umiem. Nie potrafię znaleźć w sobie zrozumienia dla
brutalnego potępiania innych za sam fakt, że ośmielają się żyć.
Na
koniec anegdota. Byłam niedawno na openerowej wystawie artysty Daniela
Rycharskiego. Daniel jest gejem, katolikiem, żyjącym w małej wiejskiej
społeczności. Chyba jeszcze nigdy żadna sztuka współczesna mnie tak nie
poruszyła. Pojawiły się tam treści o byciu sobą, zrozumieniu dla innych i
zbawieniu. O, ironio, niektóre z jego prac nie zostały przyjęte przez
organizację Wiara i Tęcza. Jak widać,
o podziały jest bardzo łatwo. Niezależnie od środowiska, w którym się obracamy.
To
nie jest tak, że są jacyś my i jacyś oni. Ludzie są różni, wszędzie i
utożsamiają się z często pozornie sprzecznymi wartościami. Dlatego patrzmy na
świat szerzej, bardzo proszę.
Choć
rzeczywistość ma wiele odcieni szarości, a większość sytuacji ma swoje dobre i
złe strony, są sprawy, które są jednoznacznie złe. To, co wydarzyło się w
Białymstoku, to właśnie jedna z nich.
Marzę
o świecie, w którym ludzie są dla siebie dobrzy. Zamiast bez przerwy się
oceniać, starają się zrozumieć. Pomagają, zamiast kopać i kochają, zamiast
nienawidzić. Tak, chciałabym tego bardzo.
Jeśli
uważasz, że nienawiść jest w porządku, to nie ma dla Ciebie miejsca, ani na
moim blogu, ani w moim życiu. Mam otwarty umysł, wiesz? Ale niektóre rzeczy
przerastają moje pojęcie.
Myślę
o przyszłorocznym Marszu Równości. Może się wybiorę? Zrobię porządną
fotorelację i tym samym podpiszę się pod wolnością, równością i różnorodnością.
Tak.
Jeśli nic mi nie przeszkodzi, tak właśnie zrobię.
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz