Upalny,
zwariowany i intensywny. Taki był tegoroczny czerwiec. Cóż ciekawego się
wydarzyło?
Niestety
mam poczucie, że niewiele się działo w moim życiu kulturalnym. Tak, było duże
roboty i niewiele czasu, bo… jak zwykle o tej porze roku pomagam Mamie z
przeróżnymi sprawami związanymi z końcem roku szkolnego. Mamy swój system, mamy
swoje przyzwyczajenia i wiele z tego dzieje się automatycznie. Niestety jest
czasochłonne, a dodatkowo papiergologii jest w szkole coraz więcej, dlatego
kilka nocek spędziłam na różnych absurdalnych czynnościach z tym związanych.
Serio, jeśli pragniecie zostać nauczycielami, zastanówcie się dwa razy. To może być niesamowita przygoda, ale nie jestem przekonana o jej opłacalności. Nietylko tej finansowej.
W
czerwcu niewiele przeczytałam i chociaż każda z pozycji była interesująca, nie
mam poczucia, że chciałabym je Wam jakoś szczególnie polecać. Więcej dowiecie
się niebawem w ostatnio przeczytanych, które pojawią się na moim kanale za
jakiś czas.
Pod
koniec miesiąca miałam okazję fotografować 25-lecie małżeństwa bliskich mi osób
i… Byłam zaskoczona, jak dobrze mi się tam pracowało. Zawsze obawiałam się
fotografii w kościołach, zwłaszcza tej ślubnej, bo jednak odpowiedzialność jest
bardzo duża – coś się nie uda, sprzęt nawali, nie złapiesz w kadrze ważnego
momentu i… dupa. Na szczęście była to rocznica, nie ślub, ale mimo wszystko
myślę, że całkiem dobrze to wyszło. I chociaż nie chcę być fotografem na pełen
etat, znam też ograniczenia mojego sprzętu, to myślę, że jakieś drobne zlecenia
mogłabym łapać od czasu do czasu. Niekoniecznie śluby, ale wydarzenia mniejszej
rangi… Dlaczego nie?
Macie
czasem tak, że w jednej chwili coś powiecie albo pomyślicie i natychmiast
dostajecie to od świata? Rzadko trafiam na takie zbiegi okoliczności, ale
ostatnio miałam ich kilka. Np. wtedy, kiedy jechałam pociągiem, było strasznie
gorąco i żałowałam, że zapomniałam gumki do włosów. Pomyślałam, że mogłabym
jakąś znaleźć, a po chwili zauważyłam, że gumka leży pod moim fotelem. Nie
użyłam jej, ale i tak zrobiło mi się dziwnie miło. Najzabawniejszą sytuacją
była jednak ta, kiedy poszliśmy z moim Bratem na spacer i zapytałam, czy
będziemy mieć kiedyś razem psa. Nie minęło 5 minut, pies wyrósł spod ziemi,
trącił mnie nosem w nogę i tym samym zadeklarował, że postanowił dołączyć do
naszego marszu. Kochany, posłuszny, uważny i spokojny. Cudowny zwierzak. Dostał
ode mnie robocze imię Tymczas. Już planowałam, jak go przemycić do domu, ale
niestety – pod koniec wędrówki poznał inne psy i postanowił zostać z nimi.
Jestem ciekawa, jaka jest jego historia, bo miał obrożę i wyglądał na zadbanego.
Nie wiem, czy komuś nie zginął, ale przeszukałam wszystkie trójmiejskie
grupy z zaginionymi zwierzakami i nikt naszego Tymczasa nie szukał. Mam
nadzieję, że jednak bezpiecznie wrócił do domu, i że jeszcze kiedyś go spotkamy.
Przechodząc
do bardziej kulturalnych tematów – w czerwcu pojawiłam się na dwóch nietypowych
koncertach. Pierwszym, był koncert dyplomowy Jagody Wojciechowskiej, mojej
kumpelki z czasów liceum. Bardzo emocjonująca i piękna uroczystość. Później
miałam mnóstwo specyficznych i trudnych przemyśleń, ale jednak zachowam je dla
siebie.
Drugim
koncertem był występ Queen Symfonicznie w wykonaniu orkiestry i chóru Alla
Vienna w Operze Leśnej. Nie miałam żadnych oczekiwań, co do tego występu, a
jednak w dużym stopniu mnie rozczarował. W trakcie pierwszej połowy miałam
poczucie, że lepiej byłoby, gdyby koncert był czysto symfoniczny. Warstwa
instrumentalna była ciekawie rozpisana i bardzo dobrze się jej słuchało,
brzmienie chóru natomiast pozostawiało wiele do życzenia. Miałam wrażenie, że
wokaliści śpiewają na 40% swoich możliwości i zupełnie nie interpretują głosowo
piosenek. Gdyby nie fakt, że 3 lata należałam do chóru, pomyślałabym, że to ich
wina, a tak wiem, że w 80% sukces chóru zależy od dyrygenta, bądź innej osoby
odpowiedzialnej za kształt całości. Druga część była już o wiele ciekawsza,
pojawił się wokalista grający Freddiego, a scena w końcu ożyła. Ostatecznie nie
było więc źle, jednak, czy polecam to wydarzenie fanom Queen? Niekoniecznie.
Lepiej zainwestujcie w bilety na koncerty Studia Accantus.
Na
koniec zostawiłam najważniejsze wydarzenie czerwca i jedno z ważniejszych dla
mnie doświadczeń kulturalno-filmowych od bardzo, bardzo dawna. Po dosyć
wyczerpującym psychicznie tygodniu, poszłam spontanicznie do kina i chociaż
zupełnie się tego nie spodziewałam, zostałam totalnie oczarowana. Choć między
moim życiem a historią Eltona Johna raczej nie ma zbyt wielu podobieństw (w
ogóle jakieś są?), to Rocketman tak
bardzo trafił do moich emocji i mojego umysłu, że przez długi czas nie mogłam
się otrząsnąć. Nawet koncert Eltona nie zadziałał na mnie aż tak bardzo, jak ten film. Chciałabym napisać kiedyś o tym więcej, ale na razie, nie potrafię. Może
za jakiś czas, po kolejnym seansie, będę umiała zebrać myśli i emocje i przekuć
je w słowa.
Na
koniec podrzucam nowe filmiki z mojego kanału.
Książkowe wspomnienia z dzieciństwa.
ALFABET BOOK TAG, czyli mnóstwo literackich różności.
Tak
właśnie minął czerwiec, tak rozpoczęło się lato. A co Was dobrego ostatnio
spotkało?
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz