Mało
brakowało, a nie pojechałabym na ten koncert. Tak mało… Na szczęście wszystko
skończyło się tak, jak powinno.
Bilety
rozeszły się, zanim w ogóle dowiedziałam się, że będą w sprzedaży. Ale!
Przecież nie takie rzeczy się robiło i nie takie bilety zdobywało.
Po
długich rozważaniach i reaserchu wytypowałam odpowiednią ofertę. Kulisy! Konto
na OLX od pewnego czasu może być połączone z Facebookiem. Postanowiłam więc
dokładnie przeanalizować, kim jest i czy można ufać człowiekowi, który
sprzedawał mój potencjalny bilet. Niezły gust muzyczny i filmowy,
zainteresowania artystyczne i fotograficzne plus poparcie dla strajku nauczycieli
– właśnie te informacje sprawiły, że zdecydowałam się zaufać temu panu.
Opłaciło się, choć o przygodach z gdańskim oddziałem DHL będę mogła niedługo
napisać książkę. Jeśli tylko macie inne opcje kurierskie – korzystajcie, bo
dziwne rzeczy mogą się stać z Waszymi paczkami.
Pozostając
w temacie biletów – nie mam pojęcia, co Eventim ma na celu wypuszczając
dodatkowe pule w ostatniej chwili. Dla niezorientowanych – nadprogramowe bilety
pojawiły się w sprzedaży dwa tygodnie przed koncertem, a także dwie godziny
przed (!) Szok. Dziwi mnie, że mimo to, niektórzy nie dostali się na koncert. A
wolne miejsca widziałam (np. to obok mnie).
Nie
rozumiem również idei koncertów, na których na płycie są miejsca siedzące.
Organizator bał się, że nie zapełni hali? Wcześniej myślałam, że może to
życzenie samego artysty, ale sprawdziłam – w różnych państwach przyjęto różną
taktykę. Jest to o tyle słabe, że wielu ludzi rwie się do tańca, zwłaszcza że
przebojowych piosenek Elton napisał sporo. A tu nic, bo na migracje nie było
szans. Może nie powinnam się czepiać, bo i tak siedziałam na trybunach, ale...
nie rozumiem. Nie lubię nie rozumieć.
Tutaj
zarzucę jeszcze jedną super wskazówkę praktyczną – nie stawajcie w długiej
kolejce do toalety. Jest 99% szans, że parę metrów dalej kolejki nie będzie
wcale. Sprawdzone info, polecam.
Po
pięknym dniu z Moją Drogą Mamą w Krakowie przyszedł czas na koncert. Żałuję, że
nie namówiłam Mamy, bo wiem, że też bawiłaby się bardzo dobrze.
Po
wejściu na halę uderzyło mnie to, jak wielu kolorowych ludzi widzę. I
bynajmniej nie mam tu na myśli, żadnych rasistowskich podtekstów (choć
obcokrajowców wokół było wielu). Mnóstwo osób było poprzebieranych, miało ze
sobą świecące w ciemności gadżety, czy inne przykuwające wzrok elementy. W oczy
rzucało się także wiele Tęczowych Osób. Zaczęłam
żałować, że nie mam ze sobą nic wyjątkowego, ale… Myślę, że magia i
okoliczności tego miejsca sprowadzały się do tego, żeby każdy mógł być taki,
jaki jest. Elton na pewno poparłby to stwierdzenie.
Pierwszym,
co rzucało się w oczy, była oczywiście scena. Oryginalna, kolorowa, z ogromnym
ekranem, na którym wyświetlane były fragmenty teledysków i wizualizacji,
ilustrujących dany utwór.
Jak
na prawdziwą gwiazdę przystało, Elton rozpoczął swój występ… punktualnie.
Ogromny szacunek, bo czasem mam wrażenie, że młode gwiazdki biorą sobie za punkt honoru, żeby się spóźnić.
Zanim
przejdę do samego Artysty, parę słów o zespole. Jestem totalnie oczarowana –
energią, zgraniem, umiejętnościami. Efektu dodaje fakt, że średnia wiekowa na
scenie wynosiła około 70 lat… Kiedy na nich patrzyłam, myślałam, że chcę być
stara w taki sposób. Moją uwagę najbardziej przykuł Ray Cooper – wymiatał na
bębnach tak, że nie mogłam oderwać wzroku.
Sam
Elton… Co tu dużo mówić – jest pogromcą fortepianu. Nie ma się co dziwić – w
końcu gra od dziecka. Nie zmienia to faktu, że jego relacja z fortepianem jest
niesamowita.
Jeśli
chodzi o wokal – to już kwestia gustu. Nie ma wielkiego głosu, a jego barwa
jest specyficzna. Ja ją lubię.
Muzyka
Eltona jest dla mnie kwintesencją dzieciństwa. Tak wiele utworów kojarzy mi się
z początkiem życia, że nie macie pojęcia. I nie mam tu na myśli wyłącznie
oczywistego soundtracku Króla Lwa, ale całą masę
piosenek, którą często słyszałam gdzieś w tle. Chyba najbardziej wyrazistym
wspomnieniem jest dla mnie miłość do piosenki Crocodile Rock. Dziwi mnie tylko, że nie mieliśmy żadnej płyty tego
muzyka. Mama wspominała coś o kasetach, ale nigdy w życiu ich nie widziałam…
Zawsze
zastanawia mnie, kiedy przed koncertem ludzie zapowiadają, jak bardzo będą się wzruszać. Zupełnie tego nie rozumiem, bo nie
potrafię planować emocji. Jeśli jednak miałabym obstawiać jakieś momenty
wzruszenia, na pierwszym miejscu odstawiłabym piosenkę Rocketman, która w ostatnich miesiącach była ze mną bardzo często. Tymczasem
– null – zero emocji. I nie wiem, czy
to ze względu na aranżację, czy przez to, że pojawiła się zbyt szybko. Nie
zagrało i już.
Totalne
wzruszenie poczułam za to przy utworze I’m
still standing, czego zupełnie bym się niespodziewana. Niemożliwe? A
jednak. Mimo rozrywkowego charakteru melodii pierwszy raz ten tekst trafił do
mnie tak mocno (przy okazji – wielki szacunek dla Berniego Taupina, tekściarza
Eltona – wiele cudownych linijek wyszło spod jego pióra).
Od
tej piosenki, już do końca występu było bardzo poruszająco. Najbardziej
rozdzierającym momentem okazał się jednak ten, kiedy po utworze Goodbye Yellow Brick Road Elton odjechał
w stronę ekranu, żeby zniknąć i pożegnać się z polską publicznością na
zawsze.
Podziwiam
artystów, który koncertują tak długo, zachowując przy tym świetną kondycję.
Jasne, można mówić, że gonią za kasą, ale najczęściej nie są to osoby biedne.
Może Elton stara się zabezpieczyć przyszłość finansową swoich synów? Jednak tę
pożegnalną trasę odbieram jako oficjalne pożegnanie się z fanami, podziękowanie
im i okazanie szacunku.
Wciąż nie umiem w selfie :( |
Występ
był bardzo dopracowany, muzycy dawali z siebie wszystko, odbiorcy (mimo że w
pozycji siedzącej) również angażowali się w to, co się dzieje. Jeśli o coś w
tym wszystkim chodzi, to o miłość do muzyki wszystkich zgromadzonych w Tauron
Arenie. Dla muzyki warto.
Tauron
Arenę oficjalnie mogę uznać za swoje ulubione miejsce koncertowe, Eltona za Artystę,
którego naprawdę warto zobaczyć i usłyszeć, a koncert to (prawdopodobnie) dla
mnie najważniejsze muzyczne wydarzenie tego roku. Ten majowy wieczór
przechodzi do historii, jako najpiękniejszy czas w 2019 roku, jak do tej pory.
I wcale nie będę żałować, jeśli za parę miesięcy wciąż będę tak uważać.
Ach,
prawie zapomniałam! Dziękuję Panu, który sprzedał mi bilet. Gdyby nie on, nie
czytalibyście tego teraz.
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz