03:30

Najcieplejszy dzień w roku, muzyczne powroty, dużo książek i nieoczekiwane zwroty akcji – maj'17 w pigułce #5

Miałam pisać pracę i ogarniać życie. Ale serio, w maju? To nie mogło się udać.



Majowy weekend zaczął się bardzo leniwie. Układałam puzzle, czytałam książki i szukałam spokoju. Częściowo się udało.  

W Internecie pojawiło się wyzwanie książkowe, a kiedy słyszę książki i wyzwanie dostaję turbo doładowania. Co prawda, nie udało mi się zaliczyć wszystkich kategorii, ale przeczytałam sporo ciekawych rzeczy. Najbardziej nietypową książką okazał się Dziki seks. Puchate króliczki na okładce mogą mocno zmylić – zwierzątka wcale nie są takie milusie, jak mogą się wydawać. Kto przeczytał tę pozycję, nigdy nie powoła się na teorię, że coś jest normalne, bo występuje w świecie przyrody. Tak, homoseksualizm występuje wśród zwierząt, normą jednak są także gwałty, kradzieże, wymuszenia, handel ciałem, przekupstwo, czy zabijanie partnera po stosunku. Mało? Polecam książkę. Natłok informacji trochę przytłacza, ale zdecydowanie warto spędzić z tą książką trochę czasu.



Moim drugim literackim, a właściwie komiksowym wyborem maja jest Maus Arta Spielgmana. Jeśli mielibyście przeczytać jeden komiks w życiu, myślę, że to wybór idealny. Nie dajcie się zwieść komiksowej formie, Holokaust zawsze jest trudnym tematem.

W ramach swoich prywatnych projektów zrobiłam sobie sesję. Większość z tych zdjęć nigdy nie ujrzy światła dziennego, bo nie o to w tym chodziło, ale bardzo polecam coś takiego raz, na jakiś czas, zwłaszcza dziewczynom. Niby tylko parę zdjęć, a może dać naprawdę wiele. Może kiedyś napiszę o tym więcej.


Wybrałam się do kina. Przedpołudniowy seans Song to Song okazał się bardzo interesującym doświadczeniem. Kiedy siedzisz na sali kinowej, z czterema paniami w wieku emerytalnym, może być całkiem zabawnie. Zwłaszcza jeśli dwie z czterech osób opuszczają seans w połowie. Film okazał się sporym rozczarowaniem. Chcecie wiedzieć, jak wyglądał? Obejrzyjcie zwiastun. A żeby doświadczyć pełnego odbioru, zapętlajcie zwiastun przez dwie godziny. Serio.



Szczęśliwy przypadek sprawił, że najcieplejsze popołudnie maja spędziłam na plaży. Słoneczko przygrzało mi tak, że skutki odczuwałam kilka tygodni. Mimo wszystko bardzo miłe uczucie.

W pierwszej połowie maja w moim odtwarzaczu królował Organek i album Czarna Madonna. Kawałek Wiosna wpasowywał się idealnie w pełnię tej pory roku.

Potem był koncert i płyta Old Smuggler. Nie będę się za bardzo rozpisywać na ten temat, bo napiszę za dużo, powiem tylko, że albumu Na początku jest chaos słuchałam nieprzyzwoicie wiele razy. Nie tylko w maju.




Także w maju wróciłam z Tatą do tradycji wspólnego słuchania albumów. Ale tak wiecie, naprawdę. Tylko ciemność, dźwięki i herbata. Tym razem na tapet poszła dyskografia Radiohead. Cudownie.

Świetna inicjatywa Empiku, czyli Festiwal Apostrof. W Gdańsku odbyło się kilka bardzo interesujących spotkań literackich, udało mi się dotrzeć na dwa. Magdalenę Witkiewicz znam z kilku książek, tworzy ciepłe i niegłupie powieści obyczajowe. Okazała się maksymalnie pozytywną osobą, gadułą, potrafiącą ciekawie mówić na każdy temat. Po spotkaniu miałam tyle nowych pomysłów… Dziękuję, pani Magdo. Kubę Ćwieka znam głównie z felietonów, teraz wiem też, że jest mega ciekawym człowiekiem z niezwykłą charyzmą. Zupełnie nie przeszkadzało mi, że nie mam pojęcia, o czym rozmawia z czytelnikami. Spotkania literackie są suuuper.  


Pierwszy prawdopodobnie ostatni raz miałam wybrać się na Kortowiadę do Olsztyna. I szczerze mówiąc, zupełnie mi się nie chciało. Samochód zaczął dymić w połowie drogi, więc wróciliśmy do Gdańska. Zwrot akcji, bardzo mi pasował, bo akurat trwały Medykalia. Wylądowałam na koncercie Nocnego Kochanka. Znacie to uczucie, kiedy otaczają Was same rodziny z dziećmi, a ktoś ze sceny śpiewa o pigułce samogwałtu? Ja już znam. Całkiem zabawnie, kiedy na takim koncercie, można się poczuć, jak na pikniku rodzinnym. Byłam szczerze zachwycona kilkuletnią dziewczynką w ubrankach z Krainy Lodu, wyśpiewującą Zdrajcę Metalu. Czad, czad, czad. Znalazłam ją potem na Youtube.


Po pierwszym koncercie spotkałam mojego Kuzyna i razem bawiliśmy się na koncercie Kabanosa. Pisałam już kiedyś, że uwielbiam ten zespół? Uwielbiam. Jeśli szukacie czegoś autentycznego w polskiej muzyce, Kabanos jest odpowiedzią. Zenek potrafi przekazać mnóstwo pozytywnych emocji i… Polecam Kabanosa z całego serduszka.

Kuzyn namówił mnie, żeby zostać na wielki finał, czyli występ Krzysztofa Krawczyka. Zaskakująco dobrze się bawiłam. Polskość do kwadratu.

W maju odeszły dwie różne, ale równie ważne osobowości muzyczne. Chris Cornell był dla mnie kimś oczywistym na scenie muzycznej, byłam pewna, że kiedyś zobaczę jego występ na żywo. Nie zobaczę nie w tym życiu. Jednak o wiele bardziej przeżyłam śmierć pana Zbyszka Wodeckiego. Nie zasłuchiwałam się w jego płytach, ale zawsze gdzieś tam był. Ze dwa lata temu moi rodzice szli na jego koncert, uznałam wtedy, że lepiej zostać w domu, a na koncert zdążę jeszcze pójść. Nie zdążyłam. Oprócz tego, że był bardzo zdolnym muzykiem, był szalenie interesującym człowiekiem. Coraz mniej takich na świecie, tym bardziej żałuję okropnie.  

To jest mój sąsiad, Lucjan.
Szkoda, że każde spotkanie z nim skutkuje moją śmiertelną alergią... 

Kulturalny maj zakończyłam w teatrze. Przypadki niekontrolowane w sopockim Teatrze na Plaży. Teatr tańca nie jest moją ulubioną dziedziną, ale występu Dosi nie mogłabym przegapić. Po raz kolejny się nie zawiodłam. Sopocki Teatr Tańca poleca się na przyszłość.

Maj był intensywnym i dobrym miesiącem. Maj z definicji jest piękny, cieszę się, że tegoroczny okazał się tak udany.  


Zostań ze mną na dłużej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Skrzypek z poddasza , Blogger