Mój
Braciszek stwierdził niedawno, że podsumowanie roku powinnam umieszczać we
wrześniu. Podsumowanie poprzedniego roku oczywiście. Narzucanie sobie
czegokolwiek nigdy nie było moim ulubionym zajęciem, a plany... cóż. Życie
weryfikuje codziennie. Cofnijmy się na parę minut do lutego.
Studia, studia, studia przebojów
Skończyłam
semestr. Niby nic, ale przygód było tyle, że w pewnym momencie naprawdę nie
wierzyłam, że to się uda. Za dużo nerwów, za dużo zachodu. Wyniosłam z tego
tyle, że przez chwilę stałam się specem od dziedzictwa kulturowego, aukcji
dzieł sztuki i kilku innych rzeczy. Może kiedyś mi się to przyda? Nie mam
pojęcia, cieszę się, że mam to za sobą.
Żeby
było jeszcze łatwiej większość lutego przechorowałam. Nauka z gorączką i innymi
fajnymi objawami okazała sie być jeszcze bardziej fascynująca, niż normalnie.
Pozdrawiam i polecam.
Nie
wiedzieć czemu, każde wyjście na uczelnie umilał mi fragment Dziadów
zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z Bogiem i choćby mimo Boga!
Może
Mickiewicz chciał mnie podtrzymać na duchu? (hłehłehłe) Albo po prostu włączył
mi się syndrom z liceum – często przed sprawdzianami śpiewaliśmy ten fragment.
Taak...
A
trochę bardziej świadomie (albo podświadomie) moją piosenką przewodnią było Keep Yourself Alive Queen. Kwintesencja
lutego.
Miłości nie ma, jest pizza
Luty
taki piękny, luty taki romantyczny. Oczywiście, nie w moim przypadku, ale
załóżmy, że pizza i śmieciowe jedzenie jest czymś romantycznym, wtedy tak –
luty był taki maksymalnie. Niestety mojemu ciału chyba nie za bardzo odpowiada
ten rodzaj miłości... Czas się ruszyć, bo sezon festiwalowy się zacznie, a
(tymczasowo) kondycji brak. Nieładnie, nieładnie...
Ostatnio
dużo myślę o relacjach międzyludzkich i mam same gorzkie wnioski. Zdarzają się
jednak takie momenty, że widzę światełko w tunelu. Co z tego, że przeżywam je
ze swoimi największymi (i zarazem ulubionymi) hejterami, którymi są
niezrównoważeni psychicznie – Braciszek i Kuzyn. Dobrze, że jesteście.
Powroty 2016
W
zeszłorocznym podsumowaniu pominęłam dwie rzeczy. Szkoda, więc nadrabiam.
Miniserial
22.11.63 na podstawie książki Dallas’63 Stephena Kinga, czyli opowieść
o tym, co by było, gdyby zmienić historię i spróbować nie dopuścić do zabójstwa
Kennedy’ego. Podróże w czasie i King – dwie rzeczy, którym mówię: tak. No i
miniserial zawsze spoko, więc tak, tak, tak!
Gra
The Wolf Among Us – przygodówka wskaż
i kliknij, czyli mój ulubiony sposób na popełnianie błędów. Historia o mrocznym
życiu bohaterów różnych baśni. Komiksowy klimat, wciągająca fabuła i genialny
główny bohater. Gra z 2013 roku, która kończy się tak, że chciałoby się
dowiedzieć, co dalej. A drugiej części jak nie było, tak nie ma. Nie rozumiem,
dlaczego tworzenie gier trwa tak długo. Czekam, czekam.
Odkrycia
W
lutym ciągle było mi choro i zimno, więc w ramach terapii rozgrzewającej (a
może to tylko jeden z objawów herbatoholizmu?) przywlokłam z Biedronki stos
herbatek Green Hills. Piję je nałogowo, inni domownicy też korzystają, więc
trochę statystyk – najszybciej zniknęła malinowa z kardamonem (najbardziej
tradycyjny smak), sporo ubyło tej z chilli, z Braciszkiem zużyliśmy różano-zieloną,
ja ostatnio zapijam się w miodowej (chociaż jest orzeźwiająca, nie
rozgrzewająca). Nie wiem, o co chodzi, ale smaki dostępne w sklepach ciągle się zmieniają i trudno
trafić na te sprawdzone. Staram się nie przyzwyczajać.
Nowy
(kwartalnik?) G’rls room – girl power,
feminizm i takie tam. Długo zastanawiałam się czy to kupić, bo jednak format
malutki, 70 stron to znowu nie tak dużo, a 9 zł to sporo. Ale ciekawość
zwyciężyła. Przeczytałam magazyn w całości i ogólnie jest dobrze – pomysł i
realizacja w porządku, fajna oprawa graficzna, sporo interesujących wywiadów.
Tylko, że nie wyniosłam z tej lektury zbyt wiele nowego. Zastanawiałam się –
może to magazyn dla młodszych dziewczyn? Chociaż, nie sądzę, że takie było
założenie. Może nie potrzebuję takiej „dziewczyńskości” w tym momencie? Polecam
sprawdzić na sobie. Wydaje mi się, że G’rls
room ma reprezentować ‘dobry feminizm’ (wiecie, w opozycji do tego, który
najczęściej pokazują media) i chwała redakcji za to, ale... Nie przepadam za
kategoryzacją poglądów, każdy ma jakie ma, po co wkładać to w ramki i taka
typowa ‘dziewczyńska’ gadanina powoli mnie męczy. Podkreślam – szerzenie
akceptacji siebie, swojej płci i wszystkiego, co się z tym wiąże jest potrzebne
(nie tylko u kobiet), ale denerwuje mnie schematy – blogi, artykuły czy
cokolwiek związane z promowaniem pozytywnej kobiecości, brzmią bardzo podobnie
i w większości to strasznie puste gadanie. Tu jest o tyle dobrze, że pojawiają
się konkretne osoby, opowiadające o swoich działaniach. Koniec dygresji,
trzymam kciuki za rozwój gazetki. Być może jeszcze po nią sięgnę.
Kulturka tak bardzo
Muzycznie...
pustka. Przez większość czasu moje uszy cierpiały tak bardzo, że izolowałam się
od dźwięków(uroków chorowania ciąg dalszy...).
Pod
wpływem gali Bestsellery Empiku zaczęłam przeglądać Oficjalną Listę Sprzedaży płyt w Polsce. To, co kupowali Polacy w ciągu ostatnich kilkunastu lat, jest
mocno zastanawiające. Za cholerę nie mogę znaleźć tam żadnych zależności. Nasz
naród lubi wszystko – od Ich Troje, przez Arkę Noego po Adel.
Przesłuchałam
zeszłorocznego zwycięzcę – płytę Życie po
śmierci O.S.T.R. – rozumiem, że facet miał pecha i ma potrzebę opowiadania
o tym (ok, pech to złe słowo, jeśli masz w dupie swoje zdrowie i bez przerwy
eksperymentujesz z używkami), ale fenomenu tego albumu nie mogę zrozumieć. Nie
odpowiada mi, ani tekstowo ani muzycznie. Z trudem dotrwałam do końca i wątpię,
że będę chciała to powtórzyć. Krytycy i fani się zachwycają, ja się nie
utożsamiam.
Teraz
chwila na zwierzenia – mam słabość do Katy Perry (ale ciii, to tajemnica). Nowa
piosenka szybko weszła mi w głowę, ale bardziej zafascynował mnie teledysk (ten
w pierwszej wersji z chomikiem). Sentymenty się włączyły, bo trochę chomików w
moim dzieciństwie było... Na fali wspomnień postanowiliśmy z Michałem poszukać
odcinków animacji Hamtaro i zupełnie
przypadkiem trafiliśmy na coś innego. Nie pamiętam tytułu (i nie chcę)
znaleźliśmy inną japońską animację, też z chomikiem, tyle, że maltretowanym
przez właścicielkę. Przemoc, seks i zoofilia – ludzie nie przestaną mnie
zaskakiwać, a Japończycy w szczególności. Zawsze przeczuwałam, że zagłębianie
się w świat anime może okazać się... ryzykowne.
Książki,
książki i więcej książek. Trochę w lutym przeczytałam, o czym w jednym zostatnich wpisów. Czasami mam wyrzuty, że za dużo czytam (serio!), ale jakiś
czas temu przeczytałam (tak...), że czytanie działa na inne obszary mózgu, niż
np. oglądanie filmów albo chodzenie do teatru. Co jakiś czas trafiam na
dyskusje z cyklu – książki mogą być, ale z innych dziedzin sztuki można wynieść
tyle samo, albo więcej. Fakt, jeśli wziąć pod uwagę tylko wartości
intelektualne, jest to prawda. Ale podczas czytania nasze mózgi działają w
zupełnie inny sposób. I tak, przeczytanie nawet najgorszej powieści, instrukcji
obsługi, czegokolwiek, przynosi naszemu umysłowi korzyści zdrowotne, pozytywnie
wpływa na pamięć i opóźnia starzenie. Same dobre rzeczy! Nigdy nie czułam się
tak usprawiedliwiona. A jeśli to czytacie, możecie mi podziękować, że tyle
napisałam. Zapewniam Wam idealny trening.
Niestety,
sporo też kupiłam. Nie znalazłam jeszcze nic o pozytywnym wpływie kupowania
książek, ale to na pewno kwestia czasu.
Jak na razie mój mikroskopijny pokój coraz bardziej się kurczy, ale za
to jest przytulny. I zakurzony.
And the Oscar goes to...
Nie
byłam przygotowana na tegoroczne Oscary. Niewiele obejrzałam, nie miałam czasu
przeanalizować nominacji i wyjątkowo nie czułam entuzjazmu przed galą. No ale
przecież musiałam obejrzeć rozdanie. Zanim zapomnę – dziękuję Izabelli za
tradycyjne dzielenie się wrażeniami przez smsy całą noc. W końcu dostaniemy
swój program i będziemy oficjalnie komentować. Albo zobaczymy rozdanie na żywo.
Albo jedno i drugie.
Jeszcze
długo przed Oscarami stworzyłam wpis, który się nie ukazał (i nie ukaże) o filmie
La la land. Streszczając – doceniam
jego poszczególne elementy, jest bardzo dobrze zrobiony, nieźle zagrany i
obiektywnie dobry, ale... zupełnie do mnie nie trafił. Tego nie lubię
najbardziej – obojętności na to, co odbieram. Rozumowo doceniam w nim technikę
i wszystko inne, ale na poziomie emocji – chłód totalny. Byłam zawiedziona, bo
lubię historie o marzeniach i miłości, i raczej powiedziałabym, że jestem
przewrażliwiona na punkcie tych wątków, a tu nic. Zejdą się? Spoko. Nie zejdą?
Trudno. Osiągną, to czego chcieli? Ok. Nie osiągną? Nie ma tragedii.
Straszne... Coś w twórczości tego reżysera działa na mnie właśnie tak, bo
dokładnie w taki sam sposób odebrałam Whiplash
– teoretycznie powinien być to ‘mój’ film, w praktyce mnie rozczarował.
Chciałabym dotrzeć do tego, dlaczego te produkcje na mnie nie działają.
Wracając
do Oscarów – cieszę się, że mimo całego cyrku z kopertami, La la land nie wygrał (w moim odczuciu i tak otrzymał za dużo
statuetek). Do Moonlight też nie
jestem w pełni przekonana, ale powiedzmy, że może nagroda pomoże w czymś
grupom, których film dotyczył.
Przyznaję,
że nie miałam faworytów, nic nie zachwyciło mnie na tyle, żeby nie wiadomo jak
się ekscytować. Chyba najbardziej przekonał mnie film Manchester by the Sea. Powolna akcja, ciekawa fabuła, dobrze
wykreowane postaci i ogólna atmosfera, która do mnie przemówiła. Dobry film.
Nowy początek
też zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. I poruszył w nieoczywisty sposób. Bardzo
polecam dokument Życie Animowane – w jaki sposób Disney może pomóc osobie z
autyzmem. W sumie o każdym z filmów, które widziałam mogłabym napisać coś
dobrego, ale to nie podsumowanie Oscarów, więc nie przedłużam. Jeszcze tylko
dodam, że z animowanych krótkich metraży bardzo spodobał mi się film Pearl – nie ze względu na innowacyjną
technologię, ale klimat całości, idealnie trafiający do mojej wrażliwości. No i
Zwierzogród został najlepszą animacją
pełnometrażową – nie mogło być inaczej.
Tymczasem w świecie seriali...
Jestem
totalnie oczarowana nową produkcją HBO – miniserialem Wielkie Kłamstewka. Kupili mnie już czołówką, potem było tylko
lepiej. Pierwszy raz żałuję, że serial będzie miał tylko siedem odcinków. No i
od niepamiętnych czasów tak bardzo się w coś wciągnęłam, gdybym mogła,
obejrzałabym całość ciurkiem, na szczęście jednak muszę dozować tę przyjemność.
Z rozpędu (oczywiście) kupiłam książkę, ale czekam, aż obejrzę całość, bo nie
chcę sobie psuć finału. Więcej napiszę w następnym podsumowaniu, albo w
oddzielnym wpisie, bo UWIELBIAM TEN SERIAL.
Blog
Znów
odpuściłam blog, chociaż nie beż powodu. Już nic nie planuję, życie i tak
wszystko weryfikuje, nie ma co się spinać niepotrzebnie. Trochę jednak
napisałam, część się ukazała, część się nie ukaże. Miał pojawić się nietypowy
wpis przed urodzinowy z nieistotnymi faktami o mnie. Super mi się go pisało,
były to naprawdę pierdoły, ale mimo wszystko nie chcę tego puszczać w świat. I
tak z bloga można dowiedzieć się o mnie sporo (a jak się czyta między
wierszami, to jeszcze więcej), a mimo wszystko mam granice prywatności, których
nie chcę przekraczać (nawet, jeśli są nieistotne).
Wciąż
zastanawiam się po, co mi ta cała publiczna pisanina. I przez większość nie
wiem, bo publikowanie rodzi u mnie zwykle frustracje. Ale są takie momenty, że
autentycznie czymś kogoś zainteresuję, albo mam okazję skonfrontować swoją
opinię z czyjąś, i wtedy wiem, że było warto. Nawet dla jednej osoby. Aż dla
jednej osoby.
Ostatnio na blogu
Marzec
trwa i nie jest dobrym miesiącem. Poprzednie były, z różnych względów, trudne,
liczyłam na pozytywną zmianę klimatu, a jest coraz gorzej. Jak tak dalej
pójdzie ten kwartał przejdzie do najtrudniejszych w ogóle. Ale cóż, trzeba
szukać pozytywów. A ponieważ podsumowania mi w tym pomagają, możecie spodziewać
się ich również w kolejnych miesiącach. Do następnego.
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz