Tak bardzo nie mam
czasu. Liczę na to, że niedługo wszystko wróci do normy i będę pisać tak
często, jak będę chciała. Zapowiedziany już dawno wpis dedykuję Braciszkowi,
który wkurza się jak o nim piszę (kiedy tego nie robię, też się denerwuje,
więc…). Dzięki za wszystkie gry! Sama bym ich na pewno nie kupiła.
Braciszek piękny, nie do poznania! |
Wróćmy do błogiego
czasu sprzed kilku tygodni, kiedy wieczory i noce spędzałam z grą The Walking Dead: Season Two. Pierwszą
część opisywałam TU. Ostrzegam, że jeśli ktoś nie grał w The Walkin Dead: Season One, a planuje to zrobić, może dowiedzieć
się z mojego wpisu istotnych szczegółów. Obie części są ze sobą ściśle powiązane,
więc nie da rady tego uniknąć. Odradzam też oglądanie zwiastuna – nie wiem kto
nad nim pracował, ale to jeden wielki spoiler.
Źródło: www.videogamesblogger.com |
Zaczynamy tu, gdzie
skończyliśmy. W ostatnich scenach pierwszej części umiera nasz główny bohater
Lee, więc tym razem sterujemy Clementine. Dziewczynka dorasta w trudnych
czasach, a jest zdana przede wszystkim na siebie. Teoretycznie nasze wybory z pierwszej części mają wpływ na
rozgrywkę drugiej. Pewnie tak, ale raczej w minimalnym stopniu. Do kwestii
wyborów wrócę jeszcze w dalszej części wpisu.
W czasie rozgrywki
staramy się przetrwać – celem jest znalezienie bezpiecznego miejsca i pomocnych
osób. To właśnie relacje międzyludzkie i trudności z nimi związane są główną
treścią gry. Jak utrzymać dobre stosunki z innymi w obliczu apokalipsy? Ciężkie
zadanie, ale to miła odmiana, w pierwszej części rozgrywka koncentrowała się na
zabijaniu zombie, tu jest tego zdecydowanie mniej. I dobrze, bo myślę, że gdyby
w rzeczywistości coś takiego się wydarzyło, to właśnie ludzie byliby dla siebie
największym zagrożeniem.
Gra ponowienie jest
zbudowana z odcinków. Po raz kolejny podziwiam tych, którzy potrafili czekać na
nie kilka tygodni, ja podzieliłam sobie grę tak, że jednego dnia grałam w jeden
epizod. Ma to sens o tyle, że chwilę żyje się fabułą. Gdyby zagrać w całość za
jednym razem, straciłoby się połowę przyjemności. Nie zmienia to faktu, że i
tak gra się za krótko.
O ile w pierwszej
części to, że większość rzeczy wykonywał nasz bohater wydawało się dosyć
naturalne (w końcu był to dorosły mężczyzna, dbający o bezpieczeństwo dziecka),
tym razem momentami ociera się o absurd. W gruncie rzeczy jesteśmy przecież
bezbronną dziewczynką, a musimy zajmować się trudnymi zadaniami, kiedy grupa
dorosłych stoi i patrzy. Wiem, że to gra, ale kurde… Chcę wierzyć w to, co
gram, a niestety takie drobiazgi to utrudniają.
Źródło: www.gamezone.com |
Jest jeszcze jedna
kwestia, która mnie to bardzo, ale to bardzo irytuje. Tak, podejmujemy decyzje.
Tak, w niewielkim stopniu wpływa to na akcję. Niewielkim, bo są wybory, które
naprawdę nie mają znaczenia. Na przykład – oberwiemy od kogoś niezależnie od
tego, co zrobimy. No i bez względu na wybory fabuła jest jedna. Nie sądzę, że
gdybym zagrała jeszcze raz wiele by się zmieniło. Ok, można tracić różnych
bohaterów, w różnych momentach, ale w gruncie rzeczy nie są to wielkie zmiany.
Brakuje mi tego, co ma Heavy Rain –
fabuły, którą realnie się kreuje.
Jedyną prawdziwie
trudną decyzję trzeba podjąć w finale. I rzeczywiście prowadzi ona do
kompletnie odmiennych zakończeń. Trzecia część podobno się pojawi i jestem naprawdę ciekawa, jak to wszystko zostanie rozwiązane. Wychodzi na to, że w
zależności od ostatnich wyborów, mogłoby powstać kilka różnych wersji gry. I
szczerze mówiąc, mam nadzieję, że tak się stanie.
Pewnie jeszcze trochę poczekam,
bo raczej nie zdecyduję się na to żeby kupić grę tuż po premierze. Tak czy
inaczej, myślę, że warto. Przywiązanie do fabuły to fajna sprawa, dlatego
cieszę się na kontynuację. Oby pojawiła się niedługo.
A teraz… Trzymajcie
kciuki za moje ekscytujące rozgrywki na uczelni. Chcę z nimi skończyć jak
najszybciej, bo jestem już strasznie zmęczona. No i planuję pisać znacznie
więcej, jak tylko wszystko wróci do normy. Nie wiem kiedy znowu się pojawię,
ale… Może uda się za tydzień? Mam nadzieję, że tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz