Tyle
lat czekania i w końcu – udało się! Dotarłam na targi książki. Mało brakowało,
a w ogóle by do tego nie doszło, bo zdecydowanie nie był to mój weekend. Czego
doświadczyłam na targach?
Gdańskie
Targi Książki to trzy dni spotkań, warsztatów i promocji literatury. To także
dziesiątki wystawców i wydawnictw, którzy przedstawiają swoją ofertę.
Dla
mnie targi zaczęły się już w czwartek wieczorem – akurat byłam w Filharmonii
Bałtyckiej, więc widziałam jeszcze puste stoiska i książki popakowane w
kartony. Tym bardziej nie mogłam się doczekać.
W
piątek wejście było darmowe, w sobotę i niedzielę natomiast kosztowało
5 zł. Choć pojawiły się także większe wydawnictwa, Gdańskie Targi Książki promują
przede wszystkim te niszowe i lokalne. Myślę, że to świetna okazja,
żeby zapoznać się z wydawnictwami, które nie są bardzo widoczne na co dzień.
Mimo
niewielkiej przestrzeni targowej, po terenie targów można było poruszać się
swobodnie i spokojnie obejrzeć wybrane książki.
Żałuję,
że nie udało mi się dotrzeć na większą liczbę spotkań, bo było z czego
wybierać. Oprócz tradycyjnych spotkań autorskich i podpisywania książek przez
wybranych autorów, na targach można było wziąć udział na przykład w tłumaczeniu
piosenki Björk. Gościem
specjalnym była Islandia, stąd wiele spotkań powiązanych z tematem. Pełen
program targów możecie znaleźć na oficjalnej stronie targów.
Poruszanie
się po targach było dość proste. Przy wejściu można było wziąć sobie program
połączony z mapką. Ulotki informacyjne wisiały także w kilku innych miejscach.
Przed poszczególnymi spotkaniami w głośnikach pojawiały się komunikaty – co i
gdzie się aktualnie odbywa.
Mam
poczucie, że Gdańskie Targi Książki nie mają wystarczającej reklamy. W kolejce
po akredytację zaczepiła mnie dziewczyna i zapytała skąd w ogóle wiem o
targach. I… wiem, bo wiem. W zeszłym roku przeczytałam artykuł o pierwszej
edycji, w tym – sama sprawdziłam datę targów w sieci. Ale szczerze mówiąc, nie
przypominam sobie, żebym natknęła się na reklamy w internecie czy w samym
Trójmieście. A szkoda, bo więcej osób mogłoby z tego skorzystać.
Czy
targi są za małe? Nie mam porównania, jednak dla mnie kameralność tej imprezy
jest jej siłą. Być może nie znajdziecie tam bestsellerów z księgarnianych
półek, ale… nie o to w tym chodzi. Targi są dobrą okazją na chłonięcie
atmosfery, otwarcie się na nieznane wydawnictwa, czy wzięcie udziału w
inspirującym spotkaniu.
Dla
mnie takim spotkaniem była rozmowa z Krzysztofem Strycharskim i Henryką
Krzywonos, promującymi książkę Moja Żona
Tramwajarka. Lektura jeszcze przede mną, ale jestem jej zdecydowanie ciekawa. Ich życie to nie tylko oczywiste wątki polityczne, ale przede
wszystkim tworzenie rodziny zastępczej dla dwanaściorga dzieci. Jest, co
podziwiać, serio.
Jeśli
jesteście ciekawi, co kupiłam i jakie miałam wrażenia tuż po powrocie z targów,
zapraszam do obejrzenia filmiku.
Zapraszam
Was również do zapoznania się z wywiadem z Magdaleną Kalisz – organizatorką
targów, w którym opowiada o tym, jak widzi targi w przyszłości.
Gdańskie
Targi Książki są aktualnie największą imprezą promującą literaturę na Pomorzu.
Dla mnie była to miła odskocznia od codzienności, chętnie wrócę tam za rok.
Trzymam kciuki za rozwój imprezy i wytrwałość organizatorów. Gdańskie Targi
Książki, dobrze, że jesteście.
Zostań ze mną na dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz