19:24

„Klub Porcelanowej Filiżanki” - kocyk, herbatka i jesienne wieczory

No to mamy październik. Trudno w to uwierzyć, ale studenckie wakacje też się kiedyś kończą. Niestety. Od pewnego czasu nie piszę, a jedyne na co mam ochotę, to zaśnięcie na kolejne miesiące. Pomysłów na wpisy miałam kilka, ostatecznie stanęło na czymś zupełnie innym. Mimo ciężkiego nastroju będę starała się być optymistyczna. 

Źródło: materiały prasowe

Dawno nie trafiłam na tak lekką, sympatyczną, a przy tym wciągającą książkę. Klub Porcelanowej Filiżanki Vanessy Greene wpadł w moje ręce przypadkiem. Zadziałały wszystkie chwyty marketingowe – plakat trzy książki w cenie dwóch (nie mogłabym się nie zatrzymać widząc coś takiego), niskie ceny (12,99 za książkę), nazwa serii Leniwa Niedziela (baaardzo kusząca wizja…), no i piękne okładki. Kiedy cierpisz na herbatoholizm, a na okładce książki widzisz piękne filiżanki... Przepadłam. Wyszłam ze sklepu z torbą pełną książek, chociaż nie nastawiałam się na nic specjalnego (swoją drogą – jak to się stało, że kupuję więcej książek w Biedronkach, niż w księgarniach?).

Klub Porcelanowej Filiżanki to opowieść o trzech kobietach w różnym wieku, które poznają się na targu staroci. Najmłodszą z nich – Jenny pochłaniają przygotowania do ślubu, Maggie zajmuje się prowadzeniem kwiaciarni, Alison tworzy rękodzieło i zmaga się z problemami dorastających córek.

Historia jakich wiele, jednak czyta się ją zaskakująco dobrze. Może dlatego, że dawno nie sięgałam po takie niezobowiązujące powieści, naprawdę mi się podobała.

Bohaterki są wyraziste, a losy każdej z nich interesujące. Podejrzewam, że autorka celowo wykreowała postaci w różnym, wieku, aby większość czytelniczek mogła się utożsamić z którąś z nich. Czytelniczek, bo chociaż nie lubię tego określenia, jest to literatura kobieca. O kobietach dla kobiet. Raczej nie poleciłabym jej żadnemu facetowi.

To, co lubię w książkach, a pojawia się również tutaj, to nawiązania do popkultury. Bohaterki słuchają muzyki i oglądają filmy, co sprawia, że całość wydaje się bardziej realistyczna.

Ostatecznie realistyczna nie jest, bo mimo tego, że pojawia się tam wiele dramatów i zawirowań, wszystko kończy się bardzo optymistycznie. Ale właśnie tak ma być – to pokrzepiająca historia, która pozwala się oderwać na parę godzin po ciężkim tygodniu.


Moje jedyne zastrzeżenie, to niedociągnięcia w tłumaczeniu. Nie było tego wiele, ale znalazłam kilka sformułowań, które mają swoje polskie odpowiedniki, a tu wyglądały, jakby tłumaczka przepuściła je przez translator. No i archaizmy... Na szczęście nie rzucają się w oczy aż tak bardzo.

Spotkałam się z negatywnymi opiniami dotyczących tej książki. Wiadomo, nie jest to literatura przez duże "L", a lekka historia, którą przyjemnie się czyta. Chociaż  raczej nie zmieni Waszego życia, to jest szansa, że chociaż na chwilę poprawi komuś nastrój. U mnie zadziałała.   

Vanessa Greene napisała interesującą i pokrzepiającą powieść, która idealnie nadaje się na coraz dłuższe wieczory. Pozwala się wyrwać z jesiennej melancholii. Ja tego aktualnie bardzo potrzebuję, dlatego czytam kolejną „leniwą” książkę. Jeśli wszystkie pozycje z tego cyklu są równie udane (a wygląda na to, że tak), to na pewno będę sięgała po kolejne z nich.

A co Wy czytacie w jesienne wieczory? Jeżeli komuś brakuje czytania, a ciągle nie może znaleźć na nie czasu, polecam podjąć wyzwanie jednej z moich ulubionych blogerek – Marty. Więcej dowiecie się tutaj.


Tymczasem wracam do odpoczywania, bo zapowiada się intensywny miesiąc (rok?). Trzymajcie się ciepło :)     

Zostań ze mną na dłużej :)

9 komentarzy:

  1. Jeśli i na katar pomaga, to idę w ciemno i zamawiam te "leniwe". A jutro spróbuję złapać Colina, zachęciłaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawie!
    A odnośnie kupowania książek w Biedronce, to tam to jest po prostu wygodne - idziesz po zakupy spożywcze i przy okazji wpada Ci w ręce jakaś ciekawa książka i kupujesz :)
    Ja w jesienne wieczory lubię czytać w zasadzie wszystko - wazne, żeby akcja była ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już któryś raz widzę recenzję tej książki, ale dopiero u Ciebie ją przeczytałam. Z chęcią po nią sięgnę. Akurat czegoś lekkiego potrzebuję do czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trójmiasto jest bardzo żywe w blogosferze...jak widzę - recenzja - bardzo zgrabna i bardzo zachęcająca ... na jesienne wieczory, najlepsze są takie właśnie książki - choć szczerze przyznam, że wolałabym wypożyczyć niż kupić...słyszałyście o akcji " wymiany książek".... nie wiem jak to się fachowo nazywa ale to doskonały pomysł - tak naprawdę niewiele jest książek, które chciałoby się mieć w swojej biblioteczce i ciągle do nich wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na facebooku jest kilka grup wymiany książek, w serwisie lubimy czytać też ludzie się chętnie wymieniają, warto z tego korzystać :)

      Usuń
  5. Wyobraź sobie, ze ostatnio mojej teściowej podarowałam na urodziny filiżankę do kawy. Czytając recenzję pomyślałam, ze to pozycja dla niej - na pewno jej wspomnę :) U mnie obecnie "Ojciec chrzestny" na zmianę z "Tajemnicami Gaudiego" :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Skrzypek z poddasza , Blogger