No to mamy październik.
Trudno w to uwierzyć, ale studenckie wakacje też się kiedyś kończą. Niestety. Od
pewnego czasu nie piszę, a jedyne na co mam ochotę, to zaśnięcie na kolejne
miesiące. Pomysłów na wpisy miałam kilka, ostatecznie stanęło na czymś zupełnie
innym. Mimo ciężkiego nastroju będę starała się być optymistyczna.
Źródło: materiały prasowe |
Dawno nie trafiłam na
tak lekką, sympatyczną, a przy tym wciągającą książkę. Klub Porcelanowej Filiżanki Vanessy Greene wpadł w moje ręce
przypadkiem. Zadziałały wszystkie chwyty marketingowe – plakat trzy książki w
cenie dwóch (nie mogłabym się nie zatrzymać widząc coś takiego), niskie ceny
(12,99 za książkę), nazwa serii Leniwa
Niedziela (baaardzo kusząca wizja…), no i piękne okładki. Kiedy cierpisz na
herbatoholizm, a na okładce książki widzisz piękne filiżanki... Przepadłam. Wyszłam ze sklepu z torbą pełną książek, chociaż nie
nastawiałam się na nic specjalnego (swoją
drogą – jak to się stało, że kupuję więcej książek w Biedronkach, niż w
księgarniach?).
Klub
Porcelanowej Filiżanki to opowieść o trzech kobietach w
różnym wieku, które poznają się na targu staroci. Najmłodszą z nich – Jenny pochłaniają
przygotowania do ślubu, Maggie zajmuje się prowadzeniem kwiaciarni, Alison tworzy
rękodzieło i zmaga się z problemami dorastających córek.
Historia jakich wiele,
jednak czyta się ją zaskakująco dobrze. Może dlatego, że dawno nie sięgałam po
takie niezobowiązujące powieści, naprawdę mi się podobała.
Bohaterki są wyraziste, a losy
każdej z nich interesujące. Podejrzewam, że autorka celowo wykreowała postaci w
różnym, wieku, aby większość czytelniczek mogła się utożsamić z którąś z nich. Czytelniczek,
bo chociaż nie lubię tego określenia, jest to literatura kobieca. O kobietach
dla kobiet. Raczej nie poleciłabym jej żadnemu facetowi.
To, co lubię w
książkach, a pojawia się również tutaj, to nawiązania do popkultury. Bohaterki słuchają
muzyki i oglądają filmy, co sprawia, że całość wydaje się bardziej
realistyczna.
Ostatecznie realistyczna
nie jest, bo mimo tego, że pojawia się tam wiele dramatów i zawirowań,
wszystko kończy się bardzo optymistycznie. Ale właśnie tak ma być – to pokrzepiająca historia,
która pozwala się oderwać na parę godzin po ciężkim tygodniu.
Moje jedyne
zastrzeżenie, to niedociągnięcia w tłumaczeniu. Nie było tego wiele, ale
znalazłam kilka sformułowań, które mają swoje polskie odpowiedniki, a tu
wyglądały, jakby tłumaczka przepuściła je przez translator. No i archaizmy... Na szczęście nie
rzucają się w oczy aż tak bardzo.
Spotkałam się z negatywnymi opiniami dotyczących tej książki. Wiadomo, nie jest to literatura przez duże "L", a lekka historia, którą przyjemnie się czyta. Chociaż raczej nie zmieni Waszego życia, to jest szansa, że chociaż na chwilę poprawi komuś nastrój. U mnie zadziałała.
Vanessa Greene napisała
interesującą i pokrzepiającą powieść, która idealnie nadaje się na coraz
dłuższe wieczory. Pozwala się wyrwać z jesiennej melancholii. Ja tego aktualnie
bardzo potrzebuję, dlatego czytam kolejną „leniwą” książkę. Jeśli wszystkie
pozycje z tego cyklu są równie udane (a wygląda na to, że tak), to na pewno
będę sięgała po kolejne z nich.
A co Wy czytacie w jesienne wieczory? Jeżeli komuś
brakuje czytania, a ciągle nie może znaleźć na nie czasu, polecam podjąć wyzwanie
jednej z moich ulubionych blogerek – Marty. Więcej dowiecie się tutaj.
Jeśli i na katar pomaga, to idę w ciemno i zamawiam te "leniwe". A jutro spróbuję złapać Colina, zachęciłaś mnie.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZapowiada się ciekawie!
OdpowiedzUsuńA odnośnie kupowania książek w Biedronce, to tam to jest po prostu wygodne - idziesz po zakupy spożywcze i przy okazji wpada Ci w ręce jakaś ciekawa książka i kupujesz :)
Ja w jesienne wieczory lubię czytać w zasadzie wszystko - wazne, żeby akcja była ciekawa :)
No często jest o wiele taniej, niż w innych sklepach ;)
UsuńJuż któryś raz widzę recenzję tej książki, ale dopiero u Ciebie ją przeczytałam. Z chęcią po nią sięgnę. Akurat czegoś lekkiego potrzebuję do czytania :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńTrójmiasto jest bardzo żywe w blogosferze...jak widzę - recenzja - bardzo zgrabna i bardzo zachęcająca ... na jesienne wieczory, najlepsze są takie właśnie książki - choć szczerze przyznam, że wolałabym wypożyczyć niż kupić...słyszałyście o akcji " wymiany książek".... nie wiem jak to się fachowo nazywa ale to doskonały pomysł - tak naprawdę niewiele jest książek, które chciałoby się mieć w swojej biblioteczce i ciągle do nich wracać.
OdpowiedzUsuńNa facebooku jest kilka grup wymiany książek, w serwisie lubimy czytać też ludzie się chętnie wymieniają, warto z tego korzystać :)
UsuńWyobraź sobie, ze ostatnio mojej teściowej podarowałam na urodziny filiżankę do kawy. Czytając recenzję pomyślałam, ze to pozycja dla niej - na pewno jej wspomnę :) U mnie obecnie "Ojciec chrzestny" na zmianę z "Tajemnicami Gaudiego" :)
OdpowiedzUsuń